Jedyną niewiadomą walki o 577 mandatów Zgromadzenia był rozmiar klęski, którą niemal na pewno poniosła Partia Socjalistyczna. Ostatnie badania dawały jej niespełna 120 miejsc – prawica będzie ich miała 460, wystarczająco, by np. zmienić konstytucję. I przeprowadzić najbardziej bolesne, obiecywane przed głosowaniem reformy rynkowe.

Reklama

Rue de la Boétie, gdzie ma swój sztab prawicowa Unia Ruchu Ludowego (UMP), dzieli od siedziby socjalistów przy rue de Solférino tylko Sekwana i kilka stacji metra. Jednak to jakby dwa oddzielne światy. – Spodziewamy się wielkiego zwycięstwa, ale wieczorem zamiast swiętować zabierzemy się do drobiazgowej analizy wyników. Za tydzień czeka nas druga tura – mówi „Dziennikowi” 25-letni Laurent Schouteten z ugrupowania Jeunes Populaires, młodzieżówki UMP. Jak każdy zapatrzony jest w nowo wybranego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. – Zreformujemy Francję – zapowiada, gdy rozmawiamy w zalanym słońcem sztabie – Pozwolimy Francuzom pracować więcej i więcej zarabiać, francuskie firmy zyskają większą siłę konkurencyjną, marazm się skończy – mówi.

Na Rue de Solférino takie słowa budzą tylko złowrogi grymas.

– Czcze obietnice – ripostuje dwukrotnie starszy od Laurenta Alain Clergerie, rzecznik Partii Socjalistycznej. Nawet nie czeka na oficjalne wyniki wyborów. Już wie, że przegrał, bo sondaże dawały prawicy 12 – 15 punktów przewagi – dystans nie do odrobienia. Narzeka tylko, że teraz konserwatywni gaulliści zbyt mocno rozsiądą się w fotelach władzy. Mają wszystko: prezydenta, senat i rząd. A od wczoraj także Zgromadzenie. – Pozostaje nam tylko ulica. To tam będziemy manifestować naszą niezgodę na działania rządu – zapowiada.

Reklama

W czasie gdy socjaliści już szykują się na wściekłą opozycję, prawica liczy punkty. O mandat ubiegało się wczoraj 11 spośród 20 ministrów z rządu premiera Francois Fillona. Ten ostatni, który startowa w regionie Sarthe, miał zwycięstwo w kieszeni. O wiele trudniejsze zadanie czekało byłego premiera i mera Bordeaux, Alaina Juppé. Sarkozy przegrał tam w drugiej turze z Ségolene Royal. W wyborach do parlamentu też będzie potrzebna dogrywka. Jednak Juppé, który jako minister stanu jest dziś numerem dwa w gabinecie Fillona, ostatecznie poradzi sobie zapewne z socjalistką Michele Delaunay. W przeciwnym wypadku będzie musiał opuścić rząd, bo premier zapowiedział, że każdy szef resortu, który przegra wybory, otrzyma natychmiastową dymisję - pisze DZIENNIK.

To element mobilizowania partyjnego aparatu, który do wczoraj robił wszystko, by wygrać jak najwyżej i pokazać lewicy jej miejsce. Prawica wygrała też dzięki demobilizacji lewicowego elektoratu. Sarkozy’emu udało się przyciągnąć do nowego rządu kilku lewicowych osobistości, takich jak niezwykle popularny założyciel organizacji humanitarnej Lekarze bez Granic, obecny szef dyplomacji, Bernard Kouchner. – Ci, którzy dali się kupić za rządowe posady, zdradzili lewicę – mówi Clergerie. Ale to język, którego Francja przed wyborami nie kupowała. Wprost przeciwnie: sprawiał wrażenie, że po jednej stronie jest otwarta na dawnych przeciwników partia Sarkozy’ego, a po drugiej – oblężona socjalistyczna twierdza. Prawicowa otwarta Francja zmierzyła się z lewicowym partyjnym betonem.
Przegranym wczorajszego dnia wydawał się być również centrysta Francois Bayrou, jeszcze niedawno bohater milionów Francuzów, który o mało co nie znalazł się w drugiej turze wyborów prezydenckich. Założony przez tego ostatniego Ruch Demokratyczny mógł tuż przed podaniem oficjalnych wyników liczyć co najwyżej na kilka miejsc w parlamencie, choć sam Bayrou najprawdopodobniej uratuje swój mandat we własnym okręgu wyborczym. Sztuka ta może się nie udać szefowej komunistów, Marie-George Buffet, która przegrywała w swoim okręgu, podobnie jak córce lidera Frontu Narodowego Marine Le Pen. Francuzi podobnie jak w wyborach prezydenckich, tak i tym razem odrzucili skrajności. To jeden z kluczowych efektów wyborczego sezonu 2007.

Zdaniem socjologa Claude’a Fitoussiego na partię Sarkozy’ego głosowały wczoraj dwie kategorie Francuzow: ci, którzy mają już serdecznie dosyć przestępczości, nielegalnych imigrantów i wysokich podatków oraz ci, którzy nie utożsamiają się z prawicą, ale obawiają się politycznego bałaganu. – Wyborcy postanowili dać nowemu prezydentowi wyraźną większość w parlamencie, by mógł spokojnie rządzić przez najbliższych pięć lat. Jest to również swoista premia za umiejętność zjednoczenia prawicy i jasną wizję reform – podkreśla Fitoussi.

Gdy zamykaliśmy ten numer, nie było jeszcze wyników exit-polls. W większości okręgów tak czy inaczej potrzebna będzie jednak druga tura. Wejdą do niej wszyscy kandydaci, którzy uzyskali co najmniej 12,5 proc. głosów. Prawica ma przed nią zwycięstwo w kieszeni, bo może liczyć na poparcie wyeliminowanych już wczoraj kandydatów nacjonalistycznych i skrajnie konserwatywnych. Powtórne głosowanie odbędzie się za tydzień, 17 czerwca.