"Od czasu rewolucji islamskiej z 1979 r. Iran wciąż uważany jest przez Waszyngton za jednego ze swych największych wrogów" - mówi DZIENNIKOWI brytyjski politolog Paul Rogers z Uniwersytetu w Bradford. Amerykanie obawiają się, że niekryjący nuklearnych ambicji Teheran stanie się regionalną potęgą. Aby temu zapobiec, regularnie wspierają arabskie reżimy w bogatych w ropę i gaz krajach Zatoki Perskiej. Te nienawidzą Iranu nie mniej niż Amerykanie.

Reklama

Tak ma być i tym razem. Administracja prezydenta George’a W. Busha zamierza wystąpić do Kongresu USA o zatwierdzenie pakietu na sprzedaż broni do krajów Zatoki. Suma 20 mld dol. jest ponad dwukrotnie wyższa od tej, jaką podawano na wiosnę, gdy po raz pierwszy upubliczniono te plany. Kontrakty z pewnością ucieszą amerykański przemysł wojskowy. Miałyby one m.in. obejmować broń zaawansowaną technologicznie, taką jak bomby sterowane satelitarnie JDAM działające w każdych warunkach pogodowych, a także modernizację myśliwców i okrętów.

Dokładne liczby i rodzaje uzbrojenia nie są jeszcze znane. Wiadomo tylko, że oprócz Arabii Saudyjskiej broń miałyby otrzymać: Bahrajn, Kuwejt, Oman, Katar oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Waszyngtonowi zależy głównie na modernizacji systemów obrony powietrznej i przeciwrakietowej tych państw, ich marynarek wojennych oraz lotnictwa.

Zbrojeniowy pakiet ma zostać wkrótce ogłoszony w czasie wizyty na Bliskim Wschodzie sekretarz stanu USA Condoleezzy Rice i sekretarza obrony Roberta Gatesa. Rice zapowie otwarcie formalnych rozmów z państwami Zatoki, a na osiągnięcie porozumienia da swym rozmówcom czas do jesieni. By uśmierzyć obawy Izraela, Biały Dom obiecał mu udzielenie w ciągu 10 lat pomocy wojskowej w wysokości 30,4 mld dol., a więc o 9,1 mld więcej niż w ciągu ostatnich 10 lat. W tym samym czasie Egipt może liczyć na pomoc wojskową w wysokości 13 mld dol.

Plan wzmocnienia militarnego państw Zatoki Perskiej ma być częścią amerykańskiej strategii tworzenia przeciwwagi dla rosnących wpływów Iranu. Mimo marcowej wizyty prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadinedżada w Rijadzie Iran i sprzymierzeni z Ameryką Saudowie wciąć uchodzą za przeciwników. Arabia Saudyjska jest najważniejszym państwem sunnickim w regionie, a Iran – światowym protektorem szyitów. Oba państwa mają mocarstwowe ambicje.

Obawy Rijadu i innych arabskich stolic budzi irański program nuklearny. Arabowie panicznie boją się, że atomowy Iran stanie się z dnia na dzień potęgą. Na „eksport irańskiej rewolucji” najbardziej narażony jest Bahrajn, gdzie szyitów jest więcej niż rządzących i lojalnych wobec dynastii sunnitów; duże szyickie mniejszości zamieszkują również Kuwejt, Bahrajn i Emiraty. Szyicka w sporej części jest też Prowincja Wschodnia w Arabii Saudyjskiej.

"Dozbrajanie arabskich szejków przez Amerykanów z pewnością nie polepszy ich stosunków z Iranem" - ostrzega w rozmowie z DZIENNIKIEM Paul Rogers. Dodaje, że Waszyngton może pchnąć Teheran jeszcze bardziej w ramiona Moskwy i Pekinu, co grozi nowym wyścigiem zbrojeń. Eksperci zwracają też uwagę, że nowoczesna amerykańska broń trafi w ręce autorytarnych arabskich reżimów, które pewnego dnia mogą upaść pod naporem islamistów. Wtedy to oni staną się jej właścicielami.