Premier Kanady Stephen Harper zapowiedział, że jego kraj zbuduje nowy ośrodek szkoleniowy dla wojska i port wojenny. Trafi tam też więcej żołnierzy, bo będą potrzebni do obsadzenia nowych baz.

Wszystko po to, żeby przypomnieć wszystkim, że do Kanady należy słynne morskie przejście arktyczne Północ-Zachód. Premier podkreślił, że to "sygnał, jaki dajemy światu, że obecność Kanady w tym rejonie jest realna".

Szef rządu w Ottawie pogroził w ten sposób palcem Rosji, która zgłasza coraz więcej pretensji do terenów w Arktyce. Stephen Harper mówił o tym w miejscowości Resolute Bay, 595 kilometrów na południe od bieguna północnego. A właśnie tam tydzień temu Rosja wysyłała na dno Oceanu Arktycznego dwa miniokręty podwodne.

Jednak są poważne wątpliwości, czy cała akcja nie była wielką mistyfikacją Rosjan. Ukazujący się w Helsinkach szwedzkojęzyczny dziennik
"Hufvudstadsbladet" twierdzi, że część zdjęć pokazanych przez państwową telewizję rosyjską RTR z tej podwodnej operacji jest sfałszowana.
Po rosyjskiej wyprawie Kanada ogłosiła, że wyda 7 mld dolarów w budowę ośmiu statków patrolowych, które pomogłyby w ochronie kanadyjskiej zwierzchności nad Arktyką.

Gra toczy się o wielkie złoża cennych surowców naturalnych. Topniejące lody Arktyki sprawiają, że coraz łatwiejszy jest dostęp do ropy, gazu, które mogą stanowić 25 proc. nie odkrytych dotąd ziemskich zasobów.

Pretensje do kontroli nad podmorskimi obszarami Arktyki rości sobie pięć krajów: Kanada, Rosja, Stany Zjednoczone, Norwegia i Dania.