Turek i Palestyńczyk z syryjskimi paszportami lecieli samolotem z Cypru do Stambułu. Gdy sterroryzowali załogę samolotu i zażądali lotu do stolicy Iranu, okazało się, że trzeba najpierw maszynę zatankować. Wylądowali więc w Antalii na południowym wybrzeżu Turcji. Domagali się paliwa. Grozili wysadzeniem samolotu. Twierdzili, że są z Al-Kaidy.
Nikt wówczas nie mógł się jeszcze spodziewać, że zamiast ładunku wybuchowego, terroryści straszą wszystkich kulką z modeliny, z której wystawały jakieś druty.
Gdy terroryści uwolnili część pasażerów, pozostali uciekli wyjściem awaryjnym. Co więcej, lekkomyślnie wypuścili też z maszyny pilotów. Kiedy się zorientowali, zażądali ich powrotu. Wreszcie, załamani, poddali się po czterech godzinach od wylądowania na płycie lotniska.
Gdyby się nie poddali, do akcji wkroczyłby 20-osobowy oddział antyterrorystyczny, stojący w gotowości nieopodal samolotu.