BP potwierdza, że z powodu protestów trzeba było zamknąć tymczasowo 30 należących do firmy punktów. Firma nazwała demonstracje aktami wandalizmu i zapowiedziała, że otworzy stacje jak tylko będzie to bezpieczne.

Reklama

Do protestów doszło w tym samym czasie, gdy BP poinformowało, że z powodu plamy ropy w Zatoce Meksykańskiej odnotowała rekordowe straty - prawie 17 mld dol., a od października dotychczasowego dyrektora generalnego Tony'ego Haywarda zastąpi Amerykanin Bob Dudley, który obecnie kieruje operacją usuwania plamy ropy.

Działacze Greenpeace zatrzymali przepływ paliwa przy pomocy przełączników bezpieczeństwa, które następnie wymontowali, by uniemożliwić ponowne uruchomienie stacji.

"Działania te pokazują całkowity brak szacunku dla bezpieczeństwa kierowców i pracowników stacji" - przekonywała rzeczniczka BP i dodała, że na jednej ze stacji tankowane były karetki pogotowia.

Ekolodzy zapewniają, że zorganizowali protest, aby przekonać nowego dyrektora BP, by skończył z "obsesją jego poprzednika na punkcie ryzykownych dla środowiska źródeł pozyskiwania ropy".

Szef Greenpeace John Sauven powiedział, że chce, aby "BP wyszła poza wykorzystanie ropy" i porzuciła wiercenia głębinowe, a takżę eksploatację piasków bitumicznych w rejonach takich jak Zatoka Meksykańska, Kanada czy Arktyka.