Do większości z nich doprowadziła gwałtowna wichura, która pozrywała linie energetyczne. Iskrzące przewody spadały na okoliczne budynki i inne obiekty, a porywisty wiatr podsycał i przenosił płomienie.
Na szczęście w pożarach nikt nie ucierpiał. Strażacy z Detroit musieli jednak uwijać się, jak w ukropie, próbując opanować sytuację. W końcu zdesperowane władze miasta musiały poprosić o pomoc służby z sąsiednich miejscowości.
"Jestem strażakiem od ponad 20 lat, ale tyle pożarów w mieście jednocześnie jeszcze nie pamiętam" - przyznał Gregory Williams, dowódca straży pożarnej w Detroit.