Wydawca "Newsweek International", znany publicysta Fareed Zakaria uważa, że dotychczasowa walka z terroryzmem przyniosła ogromne sukcesy i Ameryka jest teraz dużo bezpieczniejsza niż przed atakiem 11 września.

Nadmiernie jednak rozbudowała, jego zdaniem, państwowy aparat zapobiegania zamachom i machinę wojenną do ścigania i likwidacji Al-Kaidy. Tymczasem siatka Osamy bin Ladena - podkreśla - wbrew swoim rachubom nie zyskała na sile w ciągu ostatnich 9 lat, a przeciwnie - jej liczebność spadła do około 400 osób i wpływy zmalały.

Reklama

"W całym świecie islamskim siła przyciągania wojowniczego islamu osłabła. W mniej więcej połowie świata muzułmańskiego, gdzie przeprowadza się wybory, partie związane z dżihadem osiągają w głosowaniach mizerne wyniki, w tym nawet w Pakistanie, który boryka się z największym problemem terroryzmu" - pisze Zakaria w poniedziałkowym "Washington Post".

"Oczywiście nie jesteśmy stuprocentowo bezpieczni i nigdy nie będziemy. Małe grupy ludzi mogą robić straszne rzeczy. Ale uprawnione pytanie brzmi: czy nie posunęliśmy się za daleko? Czy ogromne zwiększenie prerogatyw rządu i rozrost biurokracji rządowej - nadbudowanej na już gigantycznym kompleksie wojskowo-przemysłowym z czasów zimnej wojny - są uzasadnione?" - pyta retorycznie autor.

Reklama

Krytykuje on tezę głoszoną przez amerykańską prawicę, że USA są poważnie zagrożone przez wielką liczbę islamskich terrorystów.

"Kampania rozniecania poczucia bliskiego niebezpieczeństwa podsyciła klimat strachu i gniewu. Stworzyła podejrzenia co do amerykańskich muzułmanów - którzy są bardziej zasymilowani niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie. Jak na ironię, taki właśnie był zamiar terrorystów. Bin Laden wiedział, że nie będzie w stanie bezpośrednio osłabić Ameryki nawet gdyby wysadził w powietrze kilkanaście budynków lub okrętów. Mógł jednak sprowokować nadmierną reakcję, przez którą Ameryka sama się osłabiła" - konkluduje publicysta.



Reklama

Podobny pogląd wyraża Ted Koppel, jeden z najwybitniejszych dziennikarzy amerykańskich, twórca pionierskiego programu telewizji ABC "Nightline", ostatnio związany z telewizją Discovery i BBC.

"Celem każdej organizacji terrorystycznej jest sprowokowanie dużo silniejszego wroga do przesadnej reakcji. W ostatnich 9 latach Stany Zjednoczone wpadły w tę pułapkę, co i raz nadmiernie reagując. Bin Laden zasługuje, by brać go poważnie jako sprytnego taktyka. Wiele jednak z tego, co osiągnął, wyrządziliśmy sami sobie, i nadal to czynimy" - napisał Koppel w "Washington Post".

"Być może szef Al-Kaidy, uruchamiając operację 11 września, przewidział nawet takie rzeczy jak Abu Ghraib (więzienie w Iraku, gdzie żołnierze amerykańscy znęcali się nad Irakijczykami - PAP), tajne więzienia CIA i Guantanamo. Bin Laden potrzebował jednak naszej współpracy - i otrzymał ją" - kontynuuje autor, przypominając ludzkie i finansowe koszty wojny w Iraku.

"Stworzyliśmy rozdęty aparat bezpieczeństwa państwowego i jesteśmy tak pochłonięci własną furią i tak nieświadomi intencji naszego nieprzyjaciela, że rozdmuchujemy budowę ośrodka islamskiego na Manhattanie w ogólnonarodową debatę" - czytamy w artykule.