Afera, ujawniona pod koniec października przez włoską prasę, wywołała konsternację komentatorów i falę apeli o dymisję premiera, któremu polityczni przeciwnicy, a także środowiska katolickie, zarzucają wręcz skompromitowanie i ośmieszenie stanowiska, jakie zajmuje.
Tym samym kolejny raz, z nową mocą wybuchła we Włoszech dyskusja o możliwym upadku trzeciego rządu magnata telewizyjnego i finansowego, którego gabinet znacznie już osłabiło latem rozejście się jego dróg z dotychczasowym wieloletnim sojusznikiem, przewodniczącym Izby Deputowanych Gianfranco Finim.
Hasłem dyskusji politycznych opozycji w tych dniach stały się słowa "wyciągnąć wtyczkę", czyli zakończyć pracę obecnego rządu.
Główną bohaterką skandalu jest pełnoletnia od poniedziałku córka marokańskich imigrantów z Sycylii - Karima, znana jako Ruby, "ragazza-immagine", czyli dziewczyna na pokaz. Tak nazywa się we Włoszech młode kobiety o niejasnej do końca roli, które otaczają bogatych, wpływowych mężczyzn.
Nie mając jeszcze ukończonych 18 lat, ta zawsze skąpo ubrana tancerka, kandydatka na celebrytkę ze "stajni" znanego impresario telewizyjnego, uczestniczyła obok wielu innych młodych kobiet we frywolnych przyjęciach w prywatnej rezydencji premiera pod Mediolanem. Zgodnie z tradycją już wcześniej opisywanych imprez za udział w nich otrzymała pieniądze.
Jednak tzw. sprawa Ruby znacznie wykracza poza moralną ocenę zachowania 74-letniego premiera, który publicznie deklaruje, że nikt nie zmusi go do zmiany stylu życia, bo kocha kobiety i, jak niedawno stwierdził, potrzebuje od czasu do czasu "odprężających wieczorów".
Komentatorzy największych włoskich gazet z niechętną mu "La Repubblica" na czele zarzucają mu nadużycie władzy. Było nim w ich ocenie to, że z jego upoważnienia w maju tego roku z Kancelarii Premiera zadzwoniono na posterunek policji w Mediolanie, gdzie przesłuchiwano właśnie Ruby, oskarżoną przez koleżankę o kradzież. Współpracownik szefa rządu poradził wyraźnie policjantom, żeby obchodzili się z nią wyjątkowo, gdyż jest ona - co było nieprawdą - krewną prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka.
Ponadto Kancelaria szefa rządu przysłała na komendę jego byłą higienistkę dentystyczną, obecnie radną jego partii Lud Wolności Nicole Minetti jako osobę, której powierzono opiekę nad nieletnią. W rezultacie Ruby nie trafiła do ośrodka dla nieletnich, do którego się kwalifikowała, ale wyszła z policji razem z radną, która natychmiast zrzekła się tego obowiązku i pozwoliła dziewczynie odejść w swoją stronę.
Sprawa tej interwencji i okoliczności decyzji, która uchroniła dziewczynę przed sądem dla nieletnich i ośrodkiem wychowawczym, jest obecnie przedmiotem postępowania wyjaśniającego.
Sam Berlusconi wyjaśnił, że powodowało nim "dobre serce", a interwencję na policji określił jako "gest solidarności". Jednak to nie przekonało politycznych przeciwników, a nawet jego jedynego już teraz sojusznika, lidera Ligi Północnej Umberto Bossiego. Jego zdaniem nie należało dzwonić w sprawie Ruby.
"Jeżeli to wszystko jest prawdą, Berlusconi powinien podać się do dymisji" - oświadczył skłócony z premierem Gianfranco Fini; od grupy jego zwolenników z ruchu pod nazwą Przyszłość i Wolność zależy w dużej mierze przyszłość centroprawicowego rządu.
W odpowiedzi na chór głosów domagających się natychmiastowej dymisji Berlusconi odpowiada, że jego rezygnacja przyniosłaby poważne straty krajowi.
"Gdybym miał się teraz wycofać, zaniedbałbym mój obowiązek i straciłbym szacunek tylu Włochów, którzy obdarzyli mnie zaufaniem" - oświadczył. Wyraził przekonanie, że jego rząd będzie pracować do końca kadencji w 2013 roku. Poza tym ostrzegł, że w obecnym klimacie kampania wyborcza byłaby "niesłychanie okrutna". "Obywatele mieliby rację, gdyby nie poszli głosować" - dodał.
Jako kolejny argument wskazał sukcesy swego rządu, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. "Podczas ostatniego szczytu unijnego w Brukseli strzeliliśmy całą serię goli" - powiedział, nie wyjaśniając, o jakie osiągnięcia chodzi.
Jeszcze poważniejszą wymowę niż polityczna krytyka pod adresem szefa rządu miał niedawny komentarz wielonakładowego katolickiego tygodnika "Famiglia cristiana", w którym podkreślono, że Berlusconi jest "chory" i wzbudza "ludzką litość". Identyczne stanowisko jak katolicki komentator wyraził jeden z liderów partii komunistycznej Paolo Ferrero, który stwierdził, że premier powinien ustąpić i poddać się kuracji.
"Z moralnego punktu widzenia Berlusconi prowadzi kraj ku przerażającej regresji" - ocenił we wtorek przywódca największej siły opozycji, Partii Demokratycznej, Pier Luigi Bersani. Politycy tego ugrupowania mówią zgodnie: kraj jest zmęczony żartami i zachowaniem Berlusconiego. "Czuję upokorzenie i smutek" - powiedziała deputowana Livia Turco z PD. Premiera nazwała bezlitośnie "biedaczyną".
Bezwzględnie ocenił szefa rządu jego najbardziej zagorzały przeciwnik Antonio Di Pietro z partii Włochy Wartości. "Idealnym miejscem dla Berlusconiego nie jest na pewno Palazzo Chigi - kancelaria premiera - ale spelunka na peryferiach" - oświadczył Di Pietro po kolejnym żarcie Berlusconiego o tym, że "lepiej patrzeć na ładną dziewczynę niż być gejem".
"Szerzy się przekonanie, że Berlusconi jest już ugotowany" - tak klimat polityczny we Włoszech podsumował komentator dziennika "La Stampa" Marcello Sorgi.