Dziennikarze największego szwedzkiego dziennika prześwietlili 3 tysiące dokumentów przedłożonych przez parlamentarzystów w tym roku. Spośród nich 117 propozycji (często pod jednym dokumentem podpisywało się kilku posłów) pochodziło z internetu. "Zwykle były to artykuły stworzone przez organizacje lobbingowe, często posłowie przepisywali od kilku zdań po prawie całe teksty. Wyborcy nie mieli pojęcia, kto jest ich autorem" - pisze "Dagens Nyheter".

Reklama

Innym źródłem wiedzy wnioskodawców były materiały dziennikarskie. Jeden z posłów skopiował część artykułu opublikowanego w "Dagens Nyheter".

Autorami trzech czwartych zapożyczonych propozycji byli politycy opozycyjnych partii: Socjaldemokracji, Partii Lewicy oraz Partii Zielonych. Jak twierdzi gazeta, nie musi oznaczać to jednak, że posłowie współrządzących ugrupowań są bardziej uczciwi. W badaniu wzięto pod uwagę tylko te teksty parlamentarzystów, które są dostępne w internecie.

Gazeta opublikowała fragmenty oryginalnych tekstów oraz ich kopie stworzone przez parlamentarzystów. Przyłapani na plagiacie politycy nie poczuwają się do winy. Twierdzą, że "w ich pracy jest to konieczność" lub że "inne teksty jedynie ich inspirują". Lobbingiem zaś nie zajmują się przestępcy, a cenione instytucje np. luterański Kościół Szwedzki czy organizacje ekologiczne.

Cytowany przez "Dagens Nyheter" prof. nauk politycznych Tommy Moeller z Uniwersytetu Sztokholmskiego twierdzi, że procedura uchwalania prawa powinna być szczególnie przejrzysta właśnie w Szwecji. Według niego, szwedzcy parlamentarzyści w porównaniu z innymi krajami mają większe możliwości podejmowania decyzji.

Tymczasem z badań naukowca wynika, że 4 na 10 posłów nie jest w stanie ocenić w sposób obiektywny wszystkich informacji, jakie otrzymują.