"Podjąłem decyzję o redukcji personelu placówki dyplomatycznej RP w Libii - ujawnił szef MSZ Radosław Sikorski. Rzecznik MSZ Marcin Bosacki podał, że dotyczy ona czterech pracowników, którzy wylecą z Trypolisu prawdopodobnie w sobotę lub w niedzielę.
Według Sikorskiego, obecna sytuacja nie oznacza stanu najwyższego zagrożenia. "To jest sytuacja niebezpieczna dla naszych dyplomatów, ale jednocześnie taka, w której wszyscy chłoną informacje z Libii (...) pan ambasador jest chwalony przez media, nawet australijskie, bo jest tam bardzo przydatny" - zaznaczył.
Jak mówił Sikorski, "oczywiście narażamy naszych dyplomatów na ryzyko", ale - w jego ocenie - od tego służba dyplomatyczna ma przywileje, żeby właśnie w takich sytuacjach wykazać się przydatnością.
Rzecznik MSZ Marcin Bosacki powiedział PAP, że placówka w Libii zostanie uszczuplona o połowę; na miejscu pozostaną cztery osoby w tym ambasador i dwóch konsulów. MSZ planuje, że cztery osoby w sobotę lub w niedzielę wylecą z Trypolisu samolotem do Europy.
Wcześniej w TVN24 Bosacki uzasadniał, że cztery osoby, które pozostaną w Libii "to jest taka liczba pracowników, która wystarczy, żeby w tej chwili wykonywać te czynności, które muszą być wykonywane - to jest głównie pomoc i koordynacja działań związana z wyjazdem Polaków". Jak dodał, w ostatnich dwóch dniach nie ma "zbyt wielu tego typu próśb". W sobotę 11 osób wypłynęło promem tureckim; także tego dnia być może pojedyncze osoby wylecą z Libii - relacjonował rzecznik MSZ.
W Libii trwa rewolta przeciwko reżymowi Muammara Kadafiego, która pochłonęła już setki ofiar. W kraju zwiększa się pospolita przestępczość; bardzo często dochodzi do rabunków i aktów agresji. Władze straciły kontrolę nad większością wschodniej części kraju; są oznaki, że stanie się tak również na zachodzie.