Zabici to obywatele Bahrajnu i Bangladeszu. Miasto Sitra, zamieszkane głównie przez szyitów, połączone jest mostem z Manamą na wyspie Al-Bahrajn.

Agencja Reutera pisze, powołując się na telewizję państwową i władze, że zginął funkcjonariusz bahrajńskich sił bezpieczeństwa. Zdementowano informację o śmierci saudyjskiego żołnierza, który miał zostać zastrzelony przez jednego z protestujących w Manamie.

Reklama

W stolicy tysiące ludzi maszerowało na ambasadę Arabii Saudyjskiej, sprzeciwiając się rozmieszczeniu w kraju saudyjskich wojsk.

Funkcjonariusz sił bezpieczeństwa powiedział agencji AFP, że policja zaczęła "ponownie otwierać drogi zablokowane wcześniej przez manifestantów" w strefach zamieszkanych przez szyitów na południe od stolicy kraju.

Reklama

Jak dodał, nie podjęto na razie żadnej decyzji w sprawie Placu Perłowego w centrum Manamy, okupowanego od 19 lutego przez manifestantów. "Jeśli demonstranci pozostaną na miejscu, powstrzymując się od nieupoważnionych protestów lub od blokowania dróg, nie będą niepokojeni" - zapewniał.

Sytuacja w Bahrajnie jest wyjątkowo napięta. W związku z antyrządowymi protestami król szejk Hamad ibn Isa al-Chalifa ogłosił natychmiastowe wprowadzenie na trzy miesiące stanu wyjątkowego.



Reklama

Król "zezwolił dowódcy bahrajńskich sił zbrojnych na podjęcie wszelkich niezbędnych działań mających na celu ochronę bezpieczeństwa państwa i jego obywateli" - brzmiało oświadczenie, w którym stan wyjątkowy nazwano "aktem bezpieczeństwa narodowego".

W komunikacie telewizyjnym wyjaśniono, że "środki będą wprowadzane przez siły zbrojne, policję, gwardię narodową oraz, jeśli będzie to konieczne, przez inne siły". Chodzi najprawdopodobniej o zagraniczne wojska i policję, które w poniedziałek przybyły do Bahrajnu.

W poniedziałek do Bahrajnu przybyło ponad tysiąc saudyjskich żołnierzy i ok. 500 policjantów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, aby pomóc władzom w opanowaniu sytuacji.

"Wyjątkowe zaniepokojenie" z powodu eskalacji sytuacji w Bahrajnie i wprowadzenia tam stanu wyjątkowego wyraziła Wielka Brytania. Szef brytyjskiej dyplomacji William Hague wezwał wszystkie strony konfliktu do "opanowania i powstrzymania się od przemocy".

Biały Dom ostrzegł, że sytuacja w Bahrajnie "nie może być rozwiązywana na drodze interwencji militarnej, lecz konieczne jest rozwiązanie polityczne". "Wszystkie strony muszą rozpocząć dialog, który odpowie na potrzeby wszystkich mieszkańców Bahrajnu" - oświadczył rzecznik Białego Domu Tommy Vietor.

Maleńki Bahrajn ma strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, gdyż stacjonuje tam V Flota USA odpowiedzialna za bezpieczeństwo w newralgicznym rejonie Zatoki Perskiej.



Antyrządowe protesty w Bahrajnie rozpoczęły się 14 lutego. Opozycja domaga się przekształcenia kraju w rzeczywistą monarchię konstytucyjną, zapewniającą obywatelom większy wpływ na rządzenie. Opozycja chce też, by rodzina królewska zrezygnowała z uprawnień do stanowienia prawa i obsadzania wszelkich stanowisk politycznych, a także zajęła się kwestią dyskryminowania szyitów, stanowiących ok. 70 proc. ludności, przez rządzącą mniejszość sunnicką.