"Prezydent Obama stoi przed perspektywą ataku na Libię w momencie, gdy ustawodawcy w Kongresie martwią się deficytem budżetowym i wyrażają niechęć do uczestnictwa w kolejnej wojnie" - pisze piątkowy "Wall Street Journal", komentując rezolucję ONZ o wprowadzeniu strefy zakazu lotów nad Libią, która upoważnia do użycia siły przeciw wojskom Muammara Kadafiego.

Reklama

Wielu komentatorów i ekspertów wyrażało w piątek wątpliwości, czy Amerykę stać na kolejną wojnę w sytuacji niezakończonej operacji w Iraku i trwającej wciąż wojny w Afganistanie.

"Jestem za ochroną ludności cywilnej w Libii, aby zapobiec masakrze, ale bardzo boję się głębszego zaangażowania militarnego, które wykracza poza to. Może nas to wciągnąć w kampanię zbrojną w Libii. Zanim bym to poparł, chciałbym wiedzieć, jakie są nasze cele polityczne, kto będzie potem rządził w Libii i w jaki sposób operacje wojskowe zostaną zakończone" - powiedział w telewizji Fox News były sekretarz stanu Henry Kissinger, uchodzący za największy w USA autorytet od strategii międzynarodowej.

"Nie sądzę, byśmy mogli sobie pozwolić na wojnę z użyciem wojsk lądowych. Miejmy nadzieję, że zawieszenie broni w Libii się utrzyma i nie będziemy do tego zmuszeni" - mówił w telewizji Fox News komentator Alan Colmes.

Niektórzy utrzymywali, że Barack Obama będzie musiał uzyskać zgodę Kongresu na akcję zbrojną. Inni przypominali, że prezydenci USA nieraz decydowali się na interwencję militarną bez uzgodnienia tego z ustawodawcami - przykładem była interwencja w Grenadzie dokonana na polecenie prezydenta Reagana.

Reklama

Ray Takeyh z nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych przypomniał powiedzenie prezydenta J.F.Kennedy'ego (1961-1963), który powiedział, że "ograniczone interwencje wojskowe są jak pierwszy drink" - kiedy jego skutki się kończą, pije się następnego.

"Trzeba zapytać: czy zmuszenie Kadafiego do odstąpienia od ataku na libijskie miasta nie będzie od USA wymagało czegoś więcej, niż tylko użycie lotnictwa, i wysłania do Libii sił specjalnych, uzbrojenia rebeliantów i uznania opozycyjnego rządu?" - napisał Takeyh.