"Wojna w Libii wymusiła na naszych obywatelach powrót do Egiptu. Wielu z nich nie ma dokąd wracać, gdyż tam było ich całe życie i dobytek" - powiedział gubernator. Dodał, że znaczna ich część już się przedostała do kraju.
"Sytuacja w Libii na pewno w jakiś sposób wpłynie na naszą gospodarkę. Wracający Egipcjanie będą potrzebować miejsc pracy, a nie przybędzie ich dopóki m.in. turyści nie zaczną ponownie do nas przyjeżdżać" - podkreślił.
Sami Egipcjanie powściągliwie wypowiadają się na temat tego, co się dzieje u ich sąsiada.
"(Muammar) Kadafi nienawidzi Egiptu. Bardzo współczujemy Libijczykom i solidaryzujemy się z nimi w walce" - powiedział PAP Ahmud pracownik jednego z hoteli w Szarm el-Szejk. Zapytany, czy jakiś Libijczyk mógłby liczyć na pracę w jego hotelu, odparł, że sami Egipcjanie mają problemy ze znalezieniem zatrudnienia.
Również Hasan, który prowadzi sklepik w Szarm el-Szejk, uważa, że Egipt najpierw sam powinien uporać się z problemami, jakie powstały po rewolucji. "Pomagamy Libijczykom w obozach dla uchodźców. Mój brat tam pracuje i opowiada o strasznych historiach, jakie spotkały ludzi uciekających z terenów walk" - mówi.
Ani on, ani jego znajomi nie słyszeli, aby jakaś libijska rodzina dotarła do tej nadmorskiej miejscowości. "To jest za daleko, prędzej do Kairu, tam mają większe szanse na znalezienie pracy" - podsumowuje.
Polka Katarzyna Grabowska, która od 10 lat mieszka w Egipcie, uważa, że najpierw Egipcjanie muszą rozwiązać problemy Beduinów. "Nie należy się dziwić, że obserwujemy niechęć wobec ewentualnego napływu Libijczyków do Egiptu. Rewolucja wyzwoliła w Beduinach potrzebę własnych praw. Oni chcą się kształcić, pracować, nie chcą żyć tylko na pustyni. To dla Egiptu jest dodatkowy problem, z którym muszą się uporać" - zwróciła uwagę.
W Szarm el-Szejk, miejscowości położonej na półwyspie Synaj nad Morzem Czerwonym, mieszka ok. 45 tys. ludzi. Praktycznie wszyscy utrzymują się z turystyki.