Dwóch uczestników antyrządowych protestów zginęło w poniedziałek w Jemenie. Setki ludzi zostały ranne, gdy siły bezpieczeństwa rozpędzały przeciwników prezydenta Alego Abd Allaha Salaha - poinformowały źródła medyczne. W Ibb, na południe od stołecznej Sany, jedna osoba została zastrzelona, gdy członkowie sił bezpieczeństwa w cywilu otworzyli ogień, próbując rozpędzić demonstrację. Rannych zostało także ok. 30 protestujących. Ośmiu z nich miało rany postrzałowe.

Reklama

W Al-Bajdzie, na południowy-wschód od stolicy, "uzbrojeni mężczyźni, należący do partii rządzącej strzelali do protestujących. Zabili jednego uczestnika demonstracji, a następnie uciekli" - opowiadał jeden ze świadków. W położonym na południe od Sany Taizzie obrażenia odniosło 300 osób. 250 z nich zatruło się gazem łzawiącym, a 25 miało rany postrzałowe. Pozostałe zostały ranione kamieniami. Setki tysięcy Jemeńczyków manifestowało w tym mieście przeciwko zaproponowanemu przez kraje Zatoki Perskiej planowi przekazania władzy przez prezydenta

"Nie spoczniemy, dopóki kat nie zostanie osądzony" - skandowali uczestnicy demonstracji. Jak relacjonują świadkowie, siły bezpieczeństwa zablokowały cementowymi blokami główne drogi prowadzące do siedziby miejscowych władz. Na ulice wysłano wojskowe wozy opancerzone. Atmosfera wśród protestujących była bardzo napięta. Rozwścieczeni manifestanci zrywali portrety prezydenta wiszące w miejscach publicznych i na głównych placach miasta.

Protestujący odrzucają plan zaproponowany przez Radę Współpracy Zatoki Perskiej (GCC) przewidujący ustąpienie Salaha w ciągu kilku tygodni, jednak gwarantujący mu w zamian immunitet. Plan zaakceptował rząd i pod pewnymi warunkami opozycja parlamentarna. "Do sąsiednich krajów: nie będzie negocjacji, nie będzie dialogu" - napisano na jednym z transparentów. Mimo zaakceptowania planu przekazania władzy przez rządzącą partię, Powszechny Kongres Ludowy, Salah powtórzył, że do zmiany władzy może dojść "tylko przy urnach".

Reklama

"Wzywacie mnie w Stanach Zjednoczonych i Europie do oddania władzy. Komu mam ją przekazać? Tym, którzy chcą przeprowadzić zamach stanu? Nie, zrobimy to poprzez urny wyborcze i referenda" - oświadczył w niedzielę w rozmowie z telewizją BBC, oskarżając jednocześnie Zachód o wspieranie jego przeciwników, popieranych według niego również przez Al-Kaidę.