Wysłani na miejsce policjanci wstępnie potwierdzili obecność drapieżnika. W ramach środków bezpieczeństwa zarządzono zamknięcie pobliskiego pola golfowego i skierowano uzbrojoną grupę policjantów na wypadek, gdyby tygrys chciał zaatakować spacerowiczów. Dla tym lepszego rozpoznania sytuacji w teren wysłano helikopter.
W charakterze konsultantów wystąpili pracownicy zoo z pobliskiego Marwell, zapoznając policjantów z tajnikami tygrysich zachowań i sposobami aplikowania im środków uspokajających.
Na wypadek, gdyby tygrys zechciał się przemieścić w stronę niezbyt odległej autostrady M27, przygotowano awaryjne plany zamknięcia odcinka tej drogi.
Gdy jednak policja ostrożnie podeszła do "dzikiego zwierza", okazało się, że jest dziwnie nieruchliwy. Ekipa helikoptera z pomocą urządzeń dokonujących pomiaru emitowanego ciepła stwierdziła, że tygrys takowego nie wydziela.
Ostatecznie wątpliwości rozwiał w dosłownym znaczeniu tego słowa wiatr, którego podmuch przewrócił tygrysa na drugi bok. Wówczas stało się jasne, że tygrys był rzeczywistych rozmiarów wypchaną zabawką z gatunku tych, które wygrywa się w nagrodę za testy sprawnościowe na wędrownych jarmarkach.
"Kamery zamkniętego obiegu przekonały nas, że mamy do czynienia z prawdziwym, groźnym drapieżnikiem" - tłumaczyła się rzeczniczka policji.
Policja chce odnaleźć właściciela zabawki, publikując zdjęcie jego zguby.