Trzy tysiące demonstrantów zgromadziło się na głównej arterii miasta, Alei Rustawelego, gdzie mieści się gmach parlamentu i gdzie od ubiegłej soboty trwają protesty przeciwko rządom prezydenta Micheila Saakaszwilego.
W Alei Rustawelego, przed gmachem parlamentu, ponownie demonstrowało w sobotę 3000 Gruzinów.
Oskarżali władze o to, że wydając rozkaz strzelania kulami gumowymi do uczestników wielkiej czwartkowej demonstracji wywołały panikę i spowodowały śmierć dwóch osób, w tym jednego policjanta. 37 demonstrantów zostało rannych.
Obie ofiary zginęły pod kołami samochodów, którymi uczestnicy demonstracji uciekali przed atakiem policji.
Protestujący w sobotę domagali się śledztwa w tej sprawie oraz ustąpienia Saakaszwilego.
Oskarżają go o to, że wydając w sierpniu 2008 roku siłom zbrojnym nieprzemyślany rozkaz zaatakowania autonomicznej republiki Osetii Południowej, stanowiącej część Gruzji - w odpowiedzi na prowokacje miejscowych prorosyjskich separatystów, spowodował tragedię narodową.
Według opozycji, prezydent doprowadził do oderwania się od Gruzji tego regionu wskutek krwawej rosyjskiej interwencji zbrojnej w obronie separatystów.
W następstwie kilkudniowej wojny gruzińsko-rosyjskiej w sierpniu 2008 roku Gruzja utraciła również Abchazję. Kilkadziesiąt tysięcy uciekinierów z Osetii Południowej znalazło się w Gruzji niemal bez środków do życia.
Uczestnicy sobotniego protestu w Alei Rustawelego wznosili okrzyki: "Ukarać zabójców!", "Dość przemocy!"
Prezydent Saakaszwili oskarżył w piątek organizatorów demonstracji z opozycyjnego Zgromadzenia Ludowego o działanie w interesie i z inspiracji Rosji.
Na czele tego ruchu stoi była zwolenniczka prezydenta Saakaszwilego i eksprzewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze.