Zdaniem przeciwników kolei, zniszczy ona środowisko naturalne. Policja twierdzi, że wśród protestujących byli znani z przemocy anarchiści, określani jako "black block".

Do starć, które przekształciły się w wielogodzinną bitwę, doszło w miejscowości Chiomonte w Dolinie Susa, na północy Włoch, podczas kolejnej w tych dniach wielotysięcznej - i zapowiadanej jako pokojowa - demonstracji przeciwko budowie kolei. Protest zorganizował skupiający różne środowiska ruch "No TAV".

Reklama

Policjanci zostali obrzuceni kamieniami, petardami i butelkami z amoniakiem. Właśnie gwałtowność tego ataku na funkcjonariuszy, czuwających nad przebiegiem manifestacji, skłoniła miejscową komendę policji do postawienia tezy, że do szeregów jej uczestników przeniknęli wichrzyciele.

Atakowani policjanci odpowiedzieli gazem łzawiącym. Wybuchła panika i doszło do masowej ucieczki manifestantów z miejsca, gdzie starcia były najbardziej intensywne. Niektórzy protestujący podpalali wszystko, co spotkali na swej drodze.

Organizatorzy twierdzą, że w niedzielnej demonstracji udział wzięło około 50 tysięcy osób.

Włochy i Francja podpisały porozumienie o wspólnej budowie bardzo nowoczesnej kolei Turyn-Lyon w 2001 roku. Od tego czasu nieprzerwanie trwają protesty przeciwko tej inwestycji, szacowanej na 15 mld euro. Swój sprzeciw wobec tego projektu jego przeciwnicy uzasadniają przekonaniem, że budowa, w ramach której powstanie gigantyczny tunel kolejowy w Alpach, zniszczy w nieodwracalny sposób tamtejsze środowisko naturalne.