Informacja pojawiła się dwa dni po tym, jak Salah opuścił szpital wojskowy w Rijadzie, gdzie ponad dwa miesiące leczył się z obrażeń, jakich doznał wskutek zamachu na swoje życie w Sanie. Prezydent nie opuścił jednak stolicy Arabii Saudyjskiej. Jemeńskie władze szybko zdementowały doniesienia "Aszark al-Awsat". Jak oświadczono, prezydent powróci do Sany, gdzie ostatnio przybrały na sile walki między lojalnymi wobec niego żołnierzami a opozycyjnymi siłami plemiennymi.
"Rezygnacja przez Salaha z powrotu do Jemenu jest życzeniem Ameryki, ale prezydent jest zdeterminowany, żeby tu wrócić" - powiedział członek partii Salaha, Abdulhafid al-Nihari. Personel ambasady USA w Sanie nie skomentował informacji panarabskiej gazety. Powołując się na źródła amerykańskie, dziennik "Aszark al-Awsat" podał, że Waszyngtonowi udało się wywrzeć nacisk na Salaha, aby wycofał się z obietnicy powrotu do kraju i przewodniczenia tam dialogowi narodowemu.
Według tych źródeł, ambasador USA w Jemenie Gerald Feierstein poinformował Departament Stanu, żeby jego przedstawiciele powstrzymali się od publicznych nacisków na jemeńskiego przywódcę, ponieważ - jak mówił dyplomata - "jest on osobą upartą i nie można go stawiać do kąta". Trwające w Jemenie od blisko sześciu miesięcy protesty przeciwko rządzącemu krajem od ponad 30 lat Salahowi doprowadziły do krwawych starć między jego zwolennikami a opozycją. Po zamachu na swoje życie Salah zapowiadał, że wróci do Jemenu, ale w kraju coraz głośniejsze są żądania jego ustąpienia.
Ponad 100 wpływowych przywódców religijnych i plemiennych wezwało do odsunięcia prezydenta od władzy i wybrania nowego przywódcy. Twierdzą, że Salah nie jest już w stanie wykonywać swych obowiązków.