"Za parę miesięcy odejdę... wyjadę z tego gównianego kraju, który przyprawia mnie o mdłości (...) mam tego dość" - wyrzucił z siebie Berlusconi w rozmowie telefonicznej z 13 lipca, którą prowadził z przebywającym wtedy w Panamie Valterem Lavitolą.
W ciągu 13-minutowej rozmowy podsłuchanej i nagranej 13 lipca przed północą na polecenie prokuratora prowadzącego śledztwo w sprawie określonej kryptonimem "P 4" premier zapewnia rozmówcę, że jego postępowanie jest "czyste i przejrzyste".
"Jestem człowiekiem, który nie robi nic, co mogłoby służyć za podstawę do rozsiewania wiadomości, że popełniłem przestępstwo (...), jestem więc całkowicie spokojny (...) Jedyne, co mogą o mnie powiedzieć, to tyle, że pieprzę...jasne? (...) Niech więc wsadzają szpiegów, gdzie tylko chcą (...) Niech kontrolują moje telefony... nic mnie to nie obchodzi(...) Za parę miesięcy odejdę i zajmę się moimi sprawami, odejdę gdzie indziej (...) Wyjadę z tego gównianego kraju, który przyprawia mnie o mdłości (...) mam tego dość" - mówił Berlusconi.
Według prokuratury neapolitańskiej, która wydała nakaz aresztowania Lavitoli w związku z próbą wyłudzenia pieniędzy od Berlusconiego w zamian za milczenie w sprawie jego kontaktów z zawodową prostytutką Patrizią D'Addario w 2009 roku, nagrana rozmowa jest "bardzo ważna" dla śledztwa. Ujawnia bowiem charakter stosunków między Berlusconim a Lavitolą, przebywającym w Panamie.
Lavitola, wydawca dziennika "Avanti" online - wyjaśnia prokuratura - jest podejrzany o to, że zatrzymał dla siebie 400 z 500 tysięcy euro, które Berlusconi zapłacił za jego pośrednictwem swemu znajomemu Giampaolo Tarantiniemu i jego żonie za zachowanie milczenia w sprawie kontaktów Berlusconiego z prostytutką.
Tarantini, który został aresztowany, podobnie jak jego małżonka, twierdził publicznie, że przyprowadził do rezydencji premiera w Rzymie i na Sardynii łącznie trzydziestkę kobiet gotowych świadczyć szefowi rządu usługi seksualne.
Nagranie rozmowy Berlusconiego z Lavitolą, który schronił się przed aresztowaniem za granicą, świadczy o "wielkiej zażyłości" między nimi - twierdzi neapolitańska prokuratora. Uważa ona, że rozmówca premiera pełnił rolę jego zaufanego informatora o toczących się sprawach sądowych, które mogły dotyczyć pośrednio szefa rządu.
Sam Berlusconi tak wyjaśniał w rozmowie z włoskim tygodnikiem "Panorama" sprawę wpłacenia małżeństwu Tarantini sumy pół miliona euro: "Pomogłem rodzinie obarczonej dziećmi, która znajdowała się i znajduje się w bardzo trudnych warunkach materialnych. Nie zrobiłem niczego nagannego, ograniczyłem się do wspomożenia zdesperowanego człowieka, nie żądając nic w zamian".