Zważywszy na sytuację na Białorusi i Ukrainie oraz niewielkie zainteresowanie Partnerstwem Wschodnim zachodnich krajów UE, inicjatywa ta jest mało realistyczna - ocenił w rozmowie z PAP szef rady dyrektorów brukselskiego think-tanku CEPS H. Onno Ruding.

Reklama

Zainaugurowane w 2009 roku Partnerstwo Wschodnie ma na celu zacieśnienie współpracy Unii Europejskiej z sześcioma wschodnimi sąsiadami: Armenią, Azerbejdżanem, Gruzją, Mołdawią, Ukrainą i w ograniczonym stopniu z Białorusią. PW jest priorytetem polskiej prezydencji, która w czwartek-piątek organizuje w Warszawie drugi w historii szczyt Partnerstwa, by wzmocnić tę inicjatywę i nadać jej nowy impuls do rozwoju. To główne wydarzenie półrocznej, rotacyjnej polskiej prezydencji.

"Szanuję to, że Polska chce osiągnąć znaczny postęp w jednym z priorytetów swojej prezydencji, czyli w relacjach z krajami sąsiadującymi, ale wątpię, żeby to było realistyczne. To myślenie życzeniowe, gdy widzi się stan rzeczy w takich krajach jak Białoruś czy Ukraina" - powiedział Ruding, były wieloletni minister finansów Holandii, a obecnie szef rady dyrektorów prestiżowego ośrodka Centre for European Policy Studies.

"Nie ma zbyt wielkiego zainteresowania Partnerstwem Wschodnim wśród pozostałych krajów UE" - dodał. "Ludzie z zachodniej Europy nie wiedzą, gdzie jest Białoruś; Mołdawia to tragicznie doświadczony, mały kraj, o którym ludzie Zachodu nigdy nie słyszeli. Trochę inaczej sprawa ma się z Ukrainą, która przyciąga dużo uwagi, bo to duży kraj" - powiedział ekspert. Zauważył, że niewiedza ta dotyczy nie tylko obywateli, ale też wielu zachodnich polityków.

Ruding wyraził zdziwienie, że mimo nacisku Polski na politykę rozszerzenia UE i stosunki z sąsiadami, wśród priorytetów prezydencji nie znalazły się stosunki z Turcją, którymi jest zainteresowanych wiele krajów "27". "To ciekawe, że wśród swoich priorytetów polska prezydencja nie ma postępu w stosunkach z tym krajem" - uznał Ruding. Choć zauważył jednocześnie, że obecnie w negocjacjach członkowskich z Turcją nastąpił impas, więc prezydencja nie byłaby w stanie osiągnąć żadnego postępu.

Zgodnie z wynegocjowanym na warszawski szczyt projektem deklaracji, przywódcy mają na nim uznać "europejskie aspiracje" partnerów, obiecać stopniowe kroki w stronę ruchu bezwizowego i stopniową integrację z unijnym rynkiem. Zaznaczą jednak, że "wiele pozostaje do zrobienia, by osiągnąć cele PW, włączając w to dostosowanie istniejących instrumentów współpracy".

Polska chciała, by PW dało szóstce ambitną, choćby nawet odległą perspektywę członkostwa w UE, o jaką zabiega m.in. Kijów. Na to jednak nie było zgody wśród unijnych partnerów. Dla UE najbardziej problematyczny jest niesłabnący białoruski reżim Alaksandra Łukaszenki oraz proces byłej premier Julii Tymoszenko w Kijowie, który skłonił wiele krajów zachodnich, z Francją i Niemcami na czele, do apeli, by zamrozić trwające negocjacje z Ukrainą o nowej umowie o pogłębionym stowarzyszeniu i wolnym handlu. W projekcie zapisano jednak zapowiedź zakończenia tych rozmów do końca br. - na czym zależy polskiej prezydencji.

Wspólnego stanowiska przed szczytem nie udało się przyjąć deputowanym Zgromadzenia Partnerstwa Wschodniego (tzw. Euronest) Powodem był brak porozumienia między krajami południowego Kaukazu.