Sąd uznał 25-letniego Baranowicza, pracującego w stolicy, za winnego udziału w masowych zamieszkach. Wymierzył mu karę ograniczenia wolności bez skierowania do zakładu karnego.
Oskarżony przyznał, że w trakcie demonstracji znajdował się na schodach do gmachu rządu, a także, że uderzał w tarcze tłumiących protest milicjantów. Jak przekonywał, zareagował tak na silny cios milicjanta, który rozciął mu głowę, chciał też powstrzymać funkcjonariuszy przed biciem ludzi.
Jako masowe zamieszki władze białoruskie określają demonstrację, podczas której tysiące ludzi protestowało w centrum Mińska przeciw oficjalnym wynikom wyborów, dającym niemal 80 proc. urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Doszło wówczas do ataku grupy ludzi, zdaniem opozycji sprowokowanego, na drzwi do budynku rządu, gdzie mieści się także centralna komisja wyborcza. Po rozbiciu demonstracji i aresztowaniu jej uczestników, w tym opozycyjnych polityków kandydujących w wyborach, władze wszczęły sprawę karną o masowe zamieszki.
Proces Baranowicza odbył się kilka miesięcy po ostatnich procesach w tej sprawie. Większość skazanych, którzy w ich wyniku trafili do kolonii karnych, jest obecnie ułaskawiona i zwolniona. Na wolność wciąż nie wyszli dwaj byli kandydaci opozycji na prezydenta: Mikoła Statkiewicz i Andrej Sannikau.
Unia Europejska, która potępiła przebieg grudniowych wyborów, jak i stłumienie demonstracji, domaga się od władz białoruskich nie tylko ułaskawienia, ale i rehabilitacji wszystkich skazanych za udział w protestach.