W poniedziałek prowadzący dochodzenie w tej sprawie sędzia śledczy postawił Squarciniemu wstępne zarzuty w związku z przechwyceniem przez jego podwładnych billingów telefonicznych jednego z dziennikarzy "Le Monde".
Szef nadzorującej kontrwywiad Centralnej Dyrekcji Informacji Wewnętrznej (DCRI) jest oskarżony o bezprawne gromadzenie danych i złamanie prawa o ochronie dziennikarskich źródeł informacji.
Szef MSW powiedział we wtorek dziennikarzom, że do czasu zakończenia śledztwa Squarcini korzysta - jak wszyscy inni obywatele - z zasady domniemania niewinności.
Gueant odrzucił też apele socjalistycznej opozycji, w tym kandydata tego ugrupowania na prezydenta, Francois Hollande'a, o natychmiastowe odwołanie szefa kontrwywiadu. Ze swojej strony minister zaatakował socjalistów za to, że "wydają wyrok skazujący" na Squarciniego, nie czekając na werdykt sądu w tej sprawie.
Hollande, nominowany właśnie w prawyborach PS do startu w wyborach prezydenckich na wiosnę 2012 roku, powiedział w poniedziałek wieczorem w telewizji TF1, że "jest zdziwiony", że szef MSW nie zdecydował jeszcze o odwołaniu Squarciniego.
Gueant potwierdził we wtorek, że kontrwywiad rzeczywiście dotarł do billingów dziennikarza "Le Monde", jednak - według szefa MSW - ta policyjna operacja była uzasadniona interesami państwa. Wyjaśnił, że służby DCRI musiały uzyskać wspomniane billingi, aby "odnaleźć autora przecieku, dotyczącego dokumentów chronionych tajemnicą śledztwa".
Jak podał we wtorek "Le Monde", podczas poniedziałkowego przesłuchania Squarcini zeznał, że decyzję o przechwyceniu billingów dziennikarza tej gazety podjął wspólnie ze swoim zwierzchnikiem, szefem ogólnokrajowej policji Frederikiem Pechenardem. Ten ostatni ma być wkrótce przesłuchany jako świadek. W tej samej sprawie musiał już zeznawać również zastępca Squarciniego, Frederic Veaux.
Podobnie jak Gueant, także premier Francois Fillon oświadczył, że rząd zdecyduje o dalszym losie szefa kontrwywiadu dopiero "po zakończeniu procedury śledczej w tej sprawie".
"Le Monde" doniósł o sprawie w połowie września 2010 roku. Gazeta oskarżyła wówczas Pałac Elizejski o zlecenie kontrwywiadowi szpiegowanie dziennikarza. Dziennik pisał, że cała sprawa zaczęła się od artykułu na jego łamach z 18-19 lipca, dotyczącego głośnego skandalu polityczno-finansowego, tzw. afery Bettencourt. Znalazły się tam informacje obciążające ówczesnego ministra pracy Erica Woertha, podejrzewanego przez media o konflikt interesów i korupcyjne powiązania z otoczeniem dziedziczki koncernu L'Oreal Liliane Bettencourt.
Według redakcji "Le Monde", artykuł ten wywołał wściekłość prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, czego skutkiem było zlecenie przez Pałac Elizejski śledztwa, aby wykryć, kto był źródłem przecieku do mediów.
Konsekwencją przechwycenia dziennikarskich biilingów było zwolnienie ze stanowiska "zdemaskowanego" przez służby specjalne wysokiego urzędnika w ministerstwie sprawiedliwości, który informował "Le Monde", zastrzegając sobie anonimowość.
Squarcini, podobnie jak Gueant, przyznali potem, że kontrwywiad dotarł do billingów dziennikarza gazety, jednak bronili legalności tej operacji. Zaprzeczali też, jakoby podległe im służby działały na polecenie Pałacu Elizejskiego.