Według najnowszego sondażu "Wall Street Journal" i telewizji NBC News Romneya popiera teraz 38 procent republikańskich wyborców, a jego najgroźniejszego rywala, byłego senatora Ricka Santoruma - 32 procent. Po 13 procent chce jako kandydata na prezydenta byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów Newta Gingricha i kongresmana z Teksasu Rona Paula.
Oznacza to wyraźny wzrost notowań Romneya - o 10 punktów procentowych od stycznia - i spadek popularności Santoruma, który jeszcze niedawno prowadził w sondażach z Romneyem.
Największą uwagę obserwatorów będą przykuwać prawybory w Ohio, jednym z największych stanów, gdzie w dodatku w czasie wyborów prezydenckich kandydaci z obu partii mają zwykle dość wyrównane szanse.
Jeszcze niedawno Santorum miał nad Romneyem przewagę w sondażach w Ohio, gdzie znaczną część republikańskich wyborców stanowią religijni konserwatyści i słabiej wykształceni mieszkańcy wsi i małych miasteczek. Ostatnio jednak Romney praktycznie zrównał się z nim - różnice poparcia, wciąż na korzyść Santoruma, mieszczą się w granicach błędu statystycznego.
Santorum ma szanse na wygraną także w niektórych południowych stanach "pasa biblijnego", jak Tennessee. Gingrich, z kolei, liczy na zwycięstwo w rodzinnej Georgii.
Dzięki poparciu republikańskiego establishmentu Romney dysponuje znacznie większymi funduszami na swoją kampanię wyborczą niż Santorum. Temu ostatniemu zaszkodziły też kontrowersyjne wypowiedzi. W jednym z przemówień oświadczył na przykład, że apele prezydenta Baracka Obamy o posyłanie młodzieży na uniwersytet to wyraz "snobizmu".
Z badań opinii wynika, że Santorum - który krytykuje homoseksualizm, aborcję, a nawet zapobieganie ciąży - nie ma szans w konfrontacji z prezydentem Obamą, gdyby został nominatem GOP w wyborach.
W niedzielę poparcie dla Romneya wyrazili kolejni prominentni Republikanie: lider partyjnej większości w Izbie Reprezentantów Eric Cantor, konserwatywny senator Tom Coburn z Oklahomy i były minister sprawiedliwości w gabinecie prezydenta George'a W. Busha John Ashcroft.