Podczas spotkania szefów państw i rządów w środę wieczorem w BrukseliMerkel będzie chciała nie dopuścić do tego, by jej koledzy uchwalili program przezwyciężenia kryzysu zadłużenia, za który to Niemcy w końcu będą musiały zapłacić - czytamy w wydawanej w Monachium opiniotwórczej gazecie.
"SZ" przytacza słowa pragnącego zachować anonimowość niemieckiego urzędnika wysokiego szczebla, uczestnika wielu europejskich szczytów: W przeszłości często można było przeczytać, że podczas kryzysu wspólnej waluty euro Merkel jest osamotniona. Tym razem to się zgadza.
Problem kanclerz Merkel polega - zdaniem lewicowo-liberalnej gazety - na tym, że po niedawnych wyborach we Francji i Grecji wielu jej partnerów oczekuje z Berlina sygnału na zasadzie: Europejskie rządy, które popierały niemiecką politykę oszczędności, przegrały w wyborach, dlatego Niemcy muszą teraz skorygować swój kurs. Partnerzy Berlina domagają się poluzowania polityki budżetowej, osłabienia skierowanego na stabilizację kursu Europejskiego Banku Centralnego, bardziej hojnych programów wspierania wzrostu.
Merkel nie ma pola manewru, ponieważ nie może w żadnym z tych punktów wyjść naprzeciw krytykom, gdyż naruszyłaby w ten sposób swoje żelazne zasady - zauważa autor komentarza. Merkel gra więc na razie na czas. Wie, że podczas nieformalnej kolacji szefów państw i rządów w środę wieczorem nie zapadną żadne decyzje - stwierdza w konkluzji "SZ".