Najbardziej wyalienowanym państwem w Unii Europejskiej jest Wielka Brytania. Tuż za Wyspami uplasowały się Niemcy – wynika z raportu organizacji Vote Watch Europe, która przeanalizowała proces legislacyjny w Unii Europejskiej i to, jak w tym procesie państwom udaje się budować sojusze. Londyn i Berlin na forum Rady UE najczęściej głosowały przeciwko unijnej większości. Polska w analizie VWE także należy do grona państw najczęściej przegłosowywanych (jest na 7. miejscu). Może to świadczyć o nieumiejętności budowania skutecznych koalicji.
Analitycy Vote Watch Europe – serwisu typu watchdog kierowanego przez dwoje ekspertów London School of Economics – przeanalizowali 343 głosowania, do jakich doszło w ciągu ostatnich trzech lat. Spośród nich 69 proc. uzgodnień dokonano jednogłośnie, choć jedynie w przypadku co dziesiątego głosowania takiej jednomyślności wymagały unijne przepisy. W pozostałych przypadkach konsensusu nie udało się uzyskać.
Najtrudniejsze decyzje dotyczą kwestii najdrażliwszych dla interesów poszczególnych państw. W sprawach związanych z rolnictwem (40 proc. budżetu UE) i ochroną środowiska zanotowano najwyższy odsetek głosów przeciw. Propozycji dotyczących rolnictwa najczęściej nie popiera Wielka Brytania (20 razy na 25 głosowań). Austriacy, Brytyjczycy i Szwedzi najczęściej są przegłosowywani w sprawach budżetowych, zaś Dania najwięcej razy opierała się wspólnotowej większości w przypadku problemów związanych z ochroną środowiska. Jerśli chodzi o rolnictwo i ochronę środowiska, Warszawa też jest w czołówce.
Spośród 108 głosowań, w których nie osiągnięto kompromisu, najczęściej, bo w 29 proc. przypadków, wbrew unijnej większości głosowali tradycyjnie zdystansowani do Brukseli Brytyjczycy. Powyżej 15 proc. porażek w głosowaniach zanotowali Austriacy i Niemcy (dotyczy także sytuacji wstrzymania się od głosu). Na siódmym miejscu znalazła się Polska z 9-proc. wskaźnikiem przegłosowywania.
Reklama
Takie wyniki z jednej strony mogą świadczyć o pozostawaniu poza głównym nurtem unijnych tendencji w prawodawstwie (trafne zwłaszcza w odniesieniu do Londynu), ale równie dobrze wskazują na nieskuteczność dyplomacji w budowaniu koalicji. Na przeciwległym biegunie znalazły się Francja i Litwa. W badanym okresie ani razu nie zdarzyło się, by przyjęto rozwiązanie, za którym nie głosowałyby oba te kraje. Tymczasem dla większości państw członkowskich odsetek głosowań wbrew większości oscylował wokół 5 proc.
Jak przedstawia się podział Unii na koalicje? Najmniej wspólnego – co potwierdza zresztą stereotyp – mają ze sobą Brytyjczycy i narody niemieckojęzyczne. Zjednoczone Królestwo stawało przeciwko Austrii i Niemcom w 14 proc. przypadków. Oznacza to, że jeśli w Unii dochodzi do sporu, na 42 proc. Londyn i Berlin znajdą się po różnych stronach barykady. Do największych sojuszników Niemców, jeśli wierzyć statystyce, należą Cypryjczycy, Finowie, Francuzi, Litwini i Łotysze. Zgodność głosowania wymienionych państw z linią wyznaczoną przez RFN sięga 95 proc.
W przypadku Polski po samych wynikach głosowań nie widać klucza wyboru koalicjanta. Największą zgodność opinii z Warszawą, równą 97 proc., obserwujemy w przypadku Słowacji, Grecji, Litwy i Francji. Różnicę zdań najczęściej widać w relacjach polsko-brytyjskich (12 proc.), ale już na drugim miejscu z 8-proc. wskaźnikiem rozbieżności paradoksalnie znalazł się Berlin, uznawany często za punkt odniesienia dla rządu Donalda Tuska. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te głosowania, które podzieliły Unię, wyniki robią większe wrażenie. Warszawa poróżniła się z Berlinem w 26 proc. przypadków, a z Londynem – w 36 proc. Polska najczęściej zgadza się ze Słowacją, Grecją, Litwą i Francją