Komisja Europejska przedstawiła projekt przepisów do walki z tzw. dopalaczami.Podobnie jak Donald Tusk, proponuje rozwiązania radykalne. Polski premier w 2010 zamykał sklepy z dopalaczami. Bruksela idzie podobną drogą. Chce by - w uzasadnionych przypadkach - natychmiast wpisywano podejrzaną substancję na czarną listę. Oznaczałoby to również zakaz jej sprzedaży.

Reklama

>>>Nawet milion złotych kary za handel dopalaczami

Obecnie objęcie podejrzanej substancji zakazem w UE zajmuje przynajmniej dwa lata. Komisja chce, by skrócić ten czas do 10 miesięcy, a w "wyjątkowo poważnych sytuacjach" możliwe będzie wycofanie substancji z rynku ze skutkiem natychmiastowym na okres jednego roku. Obecnie Komisja musi czekać na sprawozdania z oceny ryzyka, zanim przedstawi wniosek w sprawie ograniczeń dotyczących danej substancji.

System kontroli ma zostać także zracjonalizowany. Substancje, które stwarzają umiarkowane zagrożenie, zostaną objęte ograniczeniami na rynku konsumenckim, natomiast substancje stanowiące duże zagrożenie - pełnymi ograniczeniami rynkowymi. Teraz UE może jedynie albo nałożyć pełne sankcje, albo w ogóle nie reagować. W efekcie wobec niektórych dopalaczy obecnych na rynku, Unia nie podjęła żadnych działań.

W ostatnich latach w UE wykrywa się średnio jedną nową substancję psychoaktywną tygodniowo. Od 1997 r. w państwach członkowskich wykryto ponad 300 substancji, a ich liczba w latach 2009-2012 potroiła się (z 24 w 2009 r. do 73 w 2012 r.).

Eksperci pozytywnie odnoszą się do zapowiadanych przez Komisję działań, jednak mają wątpliwości, czy uda się całkowicie wyeliminować problem dopalaczy. Problem dopalaczy jest szczególnie obecny m.in. w Niemczech, w Hiszpanii oraz w Rosji i to będzie się rozszerzało. To dlatego, że nie tylko przestępcy, ale również handlarze uznali to za świetny biznes. Najgroźniejszy jest napływ substancji z Chin, bo tam nie ma nad tym żadnej kontroli - wskazuje w rozmowie z DGP prof. Mariusz Jędrzejko z Mazowieckiego Centrum Profilaktyki Uzależnień.