Odbiorcą koncentratu erytrocytów był bawarski Czerwony Krzyż, nad transakcją czuwał szwajcarski pośrednik. Czerwony Krzyż przyznał, że krew dostawał, jednak trudno powiedzieć, że pochodziła od więźniów.
Byłe wicedyrektor NRD-owskiego Okręgowego Instytutu Krwiodawstwa i Transfuzji w Erfurcie, dr Rudolf Uhlig powiedział, że krew więźniów pobierana była w nieregularnych odstępach czasu, a sam proceder był bardzo opłacalny. Według niego, podczas jednej takiej sesji pobierano krew nawet od 60 - 70 osadzonych.
Z akt Stasi wynika ponadto, że zdarzało się, iż pielęgniarki odmawiały pobierania krwi od - jak mówiły - "tych biednych więźniów, którzy "z pewnością byli do tego zmuszani".
Badający sprawę historyk Tobias Wunschik podkreślił, że przymusowe pobieranie krwi "wpisywało się w logikę systemu". - Więźniów wykorzystywano nie tylko jako siłę roboczą, lecz również fizycznie, zmuszając ich do oddawania krwi, sprzedawanej potem za dewizy na Zachód - dodał w rozmowie z telewizją ARD.
W aktach Stasi znajdują się etykiety z pojemników z krwią, na których widnieje nazwa bawarskiego Czerwonego Krzyża. Jego przedstawiciel, spytany przez reporterów ARD o tę sprawę, przyznał, że faktycznie były dostawy krwi z NRD. Wyraził z tego powodu głęboki żal. Jak dodał, obecnie jednak niemożliwe jest potwierdzenie, czy ktokolwiek wówczas wiedział o pochodzeniu dostaw koncentratu krwinek czerwonych.
Akta Stasi w tej sprawie mają zostać upublicznione w poniedziałek.