Stosunki między USA a Rosją wracają w czasy zimnej wojny. Zdaniem szefa amerykańskiego lotnictwa na Pacyfiku, Kreml wysyła bombowce strategiczne nie tylko w stronę sojuszników USA, ale także w stronę Kalifornii. Drastycznie zwiększyła się ilość rosyjskich patroli wokół Japonii i Południowej Korei - mówi generał Herbert Carlisle, pisze izraelski "Haaretz".
>>>Generał Polko: Na Ukrainie mamy nowy rodzaj wojny
Do tego bombowce TU-95 pojawiają się też nad amerykańskimi bazami - dowódca sił powietrznych na Pacyfiku pokazał zdjęcia z przechwycenia rosyjskiego samolotu przez amerykański F-15 nad bazą w Guam. Patrole, wysłane przez Kreml, krążyły też niedaleko Kalifornii. Zdaniem generała Carlisle'a, to efekt tego, co dzieje się na Ukrainie. Chcą pokazać, co ich samoloty są w stanie zrobić, a przy okazji zebrać bezcenne dane wywiadowcze - dodaje.
Komentarze(43)
Pokaż:
W odpowiedzi Rosja wysłała nieuzbrojonego Su-24 do oblotu amerykańskiego niszczyciela. Jednocześnie, jak twierdzą eksperci, był on wyposażony w najnowszy rosyjski kompleks walki radioelektronicznej. Według tej wersji „Aegis” już z daleka zauważył podejścia z powietrza, zabrzmiał alarm bojowy. Amerykańskie radary oszacowały kurs kolizji z celem. I nagle wszystkie ekrany zgasły, „Aegis” przestał działać, pociski nie mogły otrzymać informacji z nakierowaniem. A Su-24 w międzyczasie przeleciał nad pokładem niszczyciela, wykonał manewr chandelle i zasymulował atak rakietowy na cel. Potem zawrócił i powtórzył manewr. I tak 12 razy.
Sądząc po wszystkim wszystkie próby ożywienia „Aegis” i przekazania informacji o celowaniu do systemu obrony powietrznej zakończyły się niepowodzeniem.
Okazało się, że frontowy bombowiec bez broni, ale z urządzeniami do zagłuszania radarów wroga na pokładzie, zadziałał przeciwko niszczycielowi. Widocznie algorytm pracy radaru na niszczycielu w systemie „Aegis” pod wpływem systemu zagłuszania radioelektronicznego na pokładzie Su-24 nie zadziałał. Najbardziej zaawansowany system, zwłaszcza jego informacyjna, radiolokacyjna część, nie zadziałała właściwie.
Jak donoszą zagraniczne media, po incydencie „Donald Cook” w trybie nadzwyczajnym udał się do portu w Rumunii. 27 osób z załogi złożyło rezygnację. Podobno wszystkie 27 osób napisało, że nie mają zamiaru ryzykować swoim życiem. Pośrednio potwierdza to także oświadczenie Pentagonu. Twierdzi ono, że działania zdemoralizowały załogę amerykańskiego okrętu.