Rosyjscy i norwescy specjaliści kończą przygotowania do operacji wydobycia z dna Morza Barentsa wraku atomowego okrętu podwodnego K -159. Rosyjska łódź leży od 11 lat na głębokości 250 metrów. W jego wnętrzu jest 800 kilogramów zużytego paliwa jądrowego z dwóch reaktorów okrętu. Istnieje podejrzenie, że wkrótce może nastąpić wyciek substancji radioaktywnych do wód morskich. Groziłoby to między innymi klęską norweskiego i rosyjskiego rybołówstwa. Wrak spoczywa stosunkowo blisko ławicy Kildinbanken, jednego z najważniejszych na świecie rejonów połowów dorszy.
K-159 zatonął w 2003 roku, 14 lat po tym, jak wycofano go ze służby. Był jednym z 16 opuszczonych atomowych okrętów podwodnych rdzewiejących w bazie rosyjskiej floty. W 2003 roku Rosja otrzymała od państw zachodnich 200 milionów dolarów na likwidację tych niebezpiecznych obiektów. K-159 miał być trzynastą z kolei złomowaną jednostką. Holowany w tym celu do stoczni w Murmańsku, zatonął w sztormie po drodze. Zginęło wówczas dziewięciu rosyjskich marynarzy.
Władze w Moskwie obiecywały wydobycie wraku, lecz do dzisiaj tego nie uczyniły. Stanem K-159 interesuje się też Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ONZ, której przedstawiciel będzie uczestniczyć w przygotowywanej ekspedycji.