Obaj kandydaci: Syed Kamall i Sadiq Khan, którzy urodzili się już w Londynie, są przedstawicielami drugiej generacji przybyszów z poza Europy.
Jak do tej pory z dużych miast europejskich muzułmański burmistrz rządzi tylko w holenderskim Rotterdamie. Ahmed Aboutaleb, który na to stanowisko został wybrany w 2009 r., urodził się w berberyjskiej rodzinie w Maroku. Do dziś posiada zresztą podwójne: holenderskie i marokańskie pochodzenie. Z tego powodu bywał krytykowany przez skrajnie prawicowych polityków. Sam Rotterdam, w którym aż 60 proc. dzieci przychodzących na świat jest nieholenderskiego pochodzenia, uważany jest za europejską stolicę islamu. Muzułmanie stanowią tu ponad 20 proc. mieszkańców.
Nieco inaczej jest w przypadku Londynu. Tu według statystyk muzułmanie stanowią około 12 proc. populacji. Tym ciekawszy będzie wyścig do fotelu burmistrza. W obu największych brytyjskich partiach: konserwatywnej i socjalistycznej w wewnętrznych prawyborach wygrali politycy muzułmańskiego wyznania, będący drugim pokoleniem imigrantów. Biorąc pod uwagę, że inne partie nie mają większych szans, to między nimi rozstrzygnie się walka o to stanowisko.
Syad Kamell urodził się już w Londynie w 1967 roku, ale jego rodzina przyjechała w 1950 r. z Gujany. Jego ojciec był kierowcą autobusu. Kamall, z wykształcenia inżynier (ma doktorat) w Partii Konserwatywnej działa od prawie 20 lat. od 2005 r. jest eurodeputowanym. W tej kadencji został wybrany przewodniczącym frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Sadiq Khan także urodził się w Londynie w 1970 roku, w rodzinie pakistańskiego kierowcy autobusu. Z socjalistami związany jest od dawna. W rządzie Gordona Browna był sekretarzem stanu (jako drugi w historii Pakistańczyk w rządzie brytyjskim).
Ta rywalizacja będzie z pewnością ciekawa, o wiele ciekawsza niż gdyby tylko jeden z kandydatów był muzułmaninem. Wówczas miałby on niemal gwarantowane poparcie mniejszości muzułmańskiej. W tym przypadku kandydaci muszą walczyć o głosy mieszkańców Londynu, bez względu na pochodzenie etniczne czy religijne.
Swoją drogą, przy tej okazji widać jak - niestety - nie dość aktywne i wpływowe jest środowisko Polaków mieszkających w Londynie. Ich zainteresowanie polityką brytyjską nie jest duże, co przejawia się w niskiej frekwencji w wyborach lokalnych i krajowych. Gdyby kilkusettysięczna (a może nawet milionowa) społeczność polska brała aktywny udział w wyborach brytyjskich, byłaby silną grupą wpływu, o której poparcie ubiegaliby się politycy brytyjscy. I może Polak również kandydowałby na burmistrza Londynu.