W państwach autorytarnych spadek poziomu życia wzmaga aktywność służb specjalnych i biurokracji. Ich zadaniem jest kontrola pracowniczych i społecznych zachowań ludzi, przeciwdziałanie strajkom i manifestowaniu niezadowolenia z sytuacji ekonomicznej. Spontaniczne akcje bardzo szybko mogą przejść w fazę politycznych protestów. Wie o tym nie tylko Federalna Służba Bezpieczeństwa. Wiedzą też sami Rosjanie.
Według Fundacji Opinia Publiczna prawie 60 proc. Rosjan uważa, że ich sytuacja ekonomiczna w ostatnich dwóch latach wyraźnie się pogorszyła. Tylko jedna czwarta z nich dysponuje więcej niż dwoma miesięcznymi minimami socjalnymi (18,9 tys. rubli albo 1060 zł), a 12 proc. znalazło się poniżej granicy biedy. To jeden z wielu kosztów prowadzenia dwóch interwencji zbrojnych (na Ukrainie i w Syrii), spadku cen ropy naftowej, niezmodernizowanej gospodarki i sankcji Zachodu. Mimo to oficjalne wskaźniki poparcia prezydenta Władimira Putina utrzymują się nadal w okolicach 80 proc. W demokracji tak radykalny spadek poziomu życia powoduje falę niepokojów społecznych, wybory i zmianę partii rządzącej, w Rosji – umacnia wiarę w prezydenta i państwo. Socjologowie odnotowują jednak wzrost niezadowolenia społecznego, szczególnie na prowincji.
Jeśli dotychczas strajki były organizowane głównie w Moskwie i Petersburgu, to obecnie mają miejsce w regionach zdecydowanie biedniejszych od obu stolic biurokracji. Działa zasada dobrego cara i złych bojarów. Sprzeciw jest wymierzony we władze lokalne i bezczynnych urzędników, rzadko w samego prezydenta. „W 2015 roku odnotowaliśmy 409 protestów w 70 regionach, to 40 proc. więcej niż w 2014 roku i o 75 proc. więcej niż wynosiła średnia z lat wcześniejszych” – pisze ekonomista Piotr Biziukow na łamach portalu Gazeta.ru. Najczęściej strajkują pracownicy przedsiębiorstw przemysłowych, budżetówka, transport, lekarze, pracownicy komunalni. Główna przyczyna to wstrzymanie wypłaty wynagrodzeń. Ta plaga lat 90., opanowana w latach boomu naftowego, lawinowo powraca.
Ale są też inne przyczyny strajków: likwidacja zakładów pracy, reorganizacje, zwłaszcza w sferze budżetowej, zła organizacja pracy. Trudno było na przykład przewidzieć niedawny bunt kierowców tirów, który objął aż 45 regionów. Zdaniem Biziukowa niepostrzeżenie powstaje lawina groźna dla całego systemu społecznego. Ludzi do protestu często skłania sytuacja, z której nie znajdują wyjścia. W ubiegłym roku brygadzistka, której zespołowi odmówiono zapłaty za pracę, oblała się benzyną i – stojąc na dachu budowanego domu – zagroziła, że się podpali. Poskutkowało.
Strajki przestają być zjawiskiem lokalnym, niezauważanym przez cenzurowane media i spychanym na margines przez lokalne władze. Te ostatnie próbują przeciwdziałać samoorganizacji pracowników i strajkom. Tirowcy protestujący przeciwko opłatom za przejazd otrzymywali mandaty za organizację nielegalnych wieców. W Kraju Zabajkalskim przyjęto kodeks postępowania pracowników służby zdrowia, w którym zabroniono krytykowania organów władzy, a szczególnie oceniania planów zakupów sprzętu medycznego i wyposażenia placówek ochrony zdrowia. Niektórzy lokalni władcy prowadzą działania profilaktyczne. Mer Jełabugi w Tatarstanie Giennadij Jemieljanow zarządził na przykład regularną obserwację portali społecznościowych. Na jej podstawie FSB sporządziła listę niezadowolonych, z którymi przeprowadza się rozmowy wyjaśniające. Mieszkańcy w rewanżu zbierają podpisy pod petycją o odwołaniu mera.
Wśród liderów lokalnych dominuje pogląd, że na ich terenie panuje spokój i nie ma podstaw do protestów. Takie meldunki muszą też wysyłać do moskiewskiej centrali. A jeśli już się coś zdarzy, pojawiają się tezy o politycznym zamówieniu i wpływach służb specjalnych Zachodu. Taka propaganda jest skuteczna; pacyfikuje niepokorne nastroje tym bardziej, że każdego dnia ludzie otrzymują ją w głównych wydaniach telewizyjnych wiadomości. Wspiera ją lokalna FSB, wzywając aktywistów protestów na profilaktyczne rozmowy.
Protest w państwie autorytarnym podlega kalkulacji, podobnie jak inne społeczne zachowania. Pracownik należy do systemu zdominowanego przez biurokrację, służby specjalne, media, narodową i społeczną tradycję, jego prawo do protestu jest z natury rzeczy ograniczone. Ludzie jednak wciąż szukają sposobów rozwiązania swoich codziennych problemów. Z początku wychodzili na ulice z transparentami. Czasami to pomagało, czasami nie, ale władze już się do tego przyzwyczaiły, potrafią też takie akcje likwidować w zarodku.