"Na przestrzeni dekad od upadku komunizmu, Polska była chwalona jako przykład jednego z wielkich sukcesów Unii Europejskiej i dowód, że demokracja może działać nawet w krajach, które kiedyś były sowiecką satelitą. Od wyboru nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość ta ekscytacja zaczęła znikać" - napisali w opublikowanym w piątkowym wydaniu komentarzu redakcyjnym dziennikarze "FT".

Reklama

"W toku wydarzeń, które wyglądają na przygotowany skok na władzę, partyjny lider Jarosław Kaczyński przejął kontrolę nad niezależnym sądownictwem, mediami narodowymi i służbami bezpieczeństwa. To powód zaniepokojenia dla sojuszników rządu w Warszawie w ramach Unii Europejskiej i NATO" - napisali autorzy tekstu.

Jak podkreślili, "Kaczyński musi zdać sobie sprawę z tego, do jakich szkód może doprowadzić dalsza konfrontacja z Brukselą", dodając, że Polska jest największym beneficjentem unijnych funduszy, a polscy obywatele korzystają ze swobody przepływu osób na terenie całej Wspólnoty.

Dziennikarze ocenili, że lider Prawa i Sprawiedliwości "byłby nierozsądny, ignorując unijne uwagi".

Reklama

"Dalece niejasne jest to, co Bruksela może zrobić, aby odwrócić te działania polskiego rządu. (...) Jeśli Polska nie odpowie na prośby Brukseli, ta może nałożyć kary finansowe lub pozbawić kraj prawa głosu w Radzie Unii Europejskiej, gdzie podejmowane są kluczowe decyzje. Takie działanie wymagałoby jednak jednomyślności wszystkich państw członkowskich, a premier Węgier Viktor Orban, który wydaje się działać w bliskiej komitywie z Kaczyńskim, zapowiedział, że będzie głosował przeciw" - napisali.

"Podczas gdy polski rząd przygotowuje się do roli gospodarza szczytu NATO, powinien pamiętać o tym, że członkostwo w zachodnim klubie wiąże się z obowiązkami. Jeśli Polska chce korzystać z gwarancji kolektywnej obrony, nie może w tym samym czasie odrzucać wartości, które stoją u podstaw nie tylko Unii Europejskiej, ale całego Sojuszu Północnoatlantyckiego. Polska musi zdać sobie sprawę z tego, gdzie tkwią jej prawdziwe interesy" - konkluduje "Financial Times".

Zgodnie z praktyką stosowaną w brytyjskich mediach, komentarze redakcyjne nie są podpisywane przez poszczególnych dziennikarzy, lecz uznawane są za opinię całego zespołu.

Reklama