"Prezydent Władimir Putin szuka bezpośredniej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi" - pisze Reinhard Veser w komentarzu "Niebezpieczna gra Putina" opublikowanym w środowym wydaniu "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Na pole konfrontacji Moskwa wybrała porozumienie z Waszyngtonem w sprawie utylizacji plutonu, które miało wykluczać możliwość wykorzystywania go do celów militarnych. Zdaniem autora komentarza powodem, dla którego Putin wybrał właśnie to porozumienie, może być jego związek z bronią nuklearną, co "budzi dawne, niemal zapomniane lęki z czasów zimnej wojny".
"Fakt, że umowa ma niewiele wspólnego z rzeczywistymi problemami rozbrojenia i kontroli zbrojeń. Ważny jest sygnał, że do konfrontacji wciągnięty zostaje obszar, który od czasów zakończenia konfrontacji między blokami był tematem tabu wyłączonym z gierek o władzę" - tłumaczy Veser. Jak zaznacza, Putin kontynuuje tym samym niebezpieczną grę polegającą na ciągłym przypominaniu, że Rosja jest mocarstwem atomowym. Komentator uważa, że podczas aneksji ukraińskiego Krymu Putin ujawnił, że rozważał postawienie strategicznych sił nuklearnych w stan gotowości bojowej, a kremlowska propaganda podkreślała, że Rosja jest jedynym krajem, który byłby w stanie zamienić USA w popiół.
Veser ocenia, że niebezpieczeństwo użycia przez Putina broni atomowej jest "skrajnie nieprawdopodobne", ponieważ prezydent Rosji jest "racjonalnym politykiem", który wie, jakie byłyby skutki takiego ataku. Chodzi mu raczej o to, by "wzmocnić wrażenie, iż Rosja jest partnerem nieobliczalnym", a stosując taką taktykę przechytrzył w zeszłym roku wszystkich przeciwników.
"To zachowanie chuligana, któremu lepiej zejść z drogi" - twierdzi Veser. Zachód musi sobie jego zdaniem postawić pytanie, czy w takiej sytuacji współpraca z Rosją jest jeszcze możliwa. Rozmowy między Rosją a USA w sprawie Syrii były farsą - pisze Thomas Avenarius na łamach "Sueddeutsche Zeitung". Moskwa nie chce rozwiązania pokojowego, a i Waszyngton realizuje na Bliskim Wschodzie nie tylko szlachetne cele. Rywalizacja między oboma mocarstwami jest dla nich ważniejsza niż pokój w Syrii.
"O sytuacji w Syrii decydują Rosja i Iran. Ta pierwsza ma bombowce, ta druga piechotę" - zaznacza Avenarius. Zachód może jedynie czekać biernie na katastrofę, zgodnie z zasadą Otto Bismarcka, że należy się angażować tylko tam, gdzie to się opłaca, lub włączyć się aktywnie do wojny. "Wizja, że USA bombardują syryjskie lotniska w tym samym czasie, gdy rosyjskie myśliwce startują i lądują, jest dość karkołomna" - ostrzega "SZ". Zdaniem Avenariusa pozostaje właściwie tylko trzecia droga - dostawy broni dla powstańców.
Niemiecki komentator pisze, że Putin będzie chciał zrealizować w Syrii scenariusz znany już z Czeczenii. "Ze względu na swoją opieszałość USA nie mają już żadnej możliwości przeszkodzić w tym Rosji" - konkluduje komentator "SZ".
Wiodący dziennik kół gospodarczych "Handelsblatt" ostrzega przed staczaniem się świata w kierunku trzeciej wojny światowej. "Spory między USA i Rosją wstrząsają światem i mogą stać się początkiem spirali napięć, które doprowadzą nas na skraj trzeciej wojny światowej" - uważa Mathias Brueggmann w komentarzu "Wściekłość i bezradność".
"W konflikcie o syryjskie miasto Aleppo Zachód pokazał oblężonym ludziom, że nie może im pomóc. Jesteśmy znów zdumionymi i bezradnymi świadkami strasznych zbrodni wojennych popełnianych na oczach współczesnego świata - tak jak wcześniej w Rwandzie. Widzimy, że humanitaryzm i życie ludzkie nie są priorytetem globalnego porządku światowego" - pisze Brueggmann.