W przededniu 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich mieszkańcy Unii Europejskiej mają na jej temat opinię co najwyżej umiarkowanie pozytywną, szczególnie jeśli się porówna wyniki obecnych badań opinii publicznej z tymi sprzed 10 lat. Wprawdzie na razie nie wygląda, by jakieś państwo zamierzało pójść śladem Wielkiej Brytanii i wystąpić z Unii, ale obywatele niektórych z nich z pewnością żałują, że się w niej znaleźli.
Nastroje Europejczyków pokazują dwa badania przeprowadzone w ramach Eurobarometru jesienią zeszłego roku – zwykłe, które wykonywane jest dwa razy do roku, oraz specjalne, zatytułowane „Przyszłość Europy”. Stosunek do traktatów rzymskich pojawił się nawet w pytaniach pierwszego z nich. Zdecydowana większość – bo 69 proc. – mieszkańców UE uważa, że ich podpisanie było pozytywnym wydarzeniem w historii kontynentu, podczas gdy przeciwnego zdania było 12 proc. W każdym z 28 państw członkowskich pozytywne opinie przeważały nad negatywnymi (tych pierwszych najwięcej było w Luksemburgu – 91 proc., oraz w Holandii i Szwecji – po 89 proc., najmniej – w Czechach, Wielkiej Brytanii i we Włoszech – odpowiednio 58, 59 i 60 proc.). Ale zarazem na pytanie o to, jakie słowo jako pierwsze przychodzi na myśl w związku ze zbliżającą się rocznicą, najczęściej wskazywano „nic” oraz „nadzieja” – po 26 proc. Z tym że w badaniu z wiosny 2007 r., tuż przed 50. rocznicą, „nadzieja” wyraźnie wygrywała – przez ten czas liczba wskazań spadła o 9 pkt proc. Na kolejnych miejscach znalazły się „satysfakcja” (12 proc.), „rozczarowanie” (8 proc.) i „obawa” (8 proc.), przy czym najbardziej wzrosła liczba rozczarowanych.
Bardzo mieszane są też opinie na temat samej Unii Europejskiej – najwięcej, bo 38 proc. pytanych określiło swój stosunek jako neutralny. Pozytywnie o niej myśli 35 proc., negatywnie – 25 proc. Unia wprawdzie odbiła się od sondażowego dna z przełomu lat 2012 i 2013, gdy liczba negatywnych opinii niemal zrównała się z pozytywnymi, ale w porównaniu z tym, co było przed dekadą, nadal jest źle. W badaniu z wiosny 2007 r. pozytywny stosunek do UE miało 52 proc. ankietowanych, negatywny – tylko 15 proc. W rozbiciu na poszczególne państwa też przeważają głosy neutralne – to najczęściej wskazywana odpowiedź w 20 z nich.
Reklama
Pozytywne opinie wygrały w siedmiu, w tym w Polsce (51 proc.), która pod tym względem ustąpiła tylko Irlandii (55 proc.), z kolei Grecja jest jedynym państwem, gdzie Unia postrzegana jest wyraźnie negatywnie (takie zdanie wyraziło 47 proc., zaś pozytywne tylko 17 proc.).
Ponownie zbliżyła się też liczba respondentów mających optymistyczny i pesymistyczny stosunek do przyszłości UE. Tych pierwszych jest obecnie 50 proc., drugich – 44 proc. i jest to najmniejsza różnica między obydwoma grupami od trudnego okresu lat 2011–2013. Przed 10 laty głosy optymistyczne wyraźnie dominowały – było ich 69 proc., podczas gdy pesymistów tylko 24 proc. Optymizm w sprawie przyszłości UE przeważa w 21 krajach – najwięcej jest go ponownie w Irlandii (77 proc.), a następnie na Litwie (70 proc.) oraz Malcie (67 proc.). Na wysokim piątym miejscu znajduje się Polska (66 proc. z nas patrzy z optymizmem, 27 proc. z pesymizmem). Najwięcej – aż 68 proc. – pesymistycznych odpowiedzi było w Grecji, a przewagę nad optymistycznymi uzyskały one jeszcze na Cyprze, w Wielkiej Brytanii, we Francji, Włoszech i w Austrii.
Ale jeśli się bliżej przyjrzeć odpowiedziom na niektóre pytania z tego bardziej szczegółowego badania, to powodów do nadmiernego optymizmu faktycznie nie ma. Co prawda dwie trzecie mieszkańców UE zgadza się z – niezbyt kontrowersyjnym – zdaniem, że pozostaje ona oazą stabilności w niespokojnym świecie, ale porównanie jej znaczenia na tle innych potęg wypada już słabo. Wyraźna większość mieszkańców Unii uważa, że jest ona bardziej wpływowa niż dwa mocarstwa aspirujące – Brazylia (64 proc.) i Indie (62 proc.). W przypadku Japonii proporcje są zbliżone (45 proc. sądzi, że UE, 41 proc. – że Japonia). A w porównaniu z najważniejszymi graczami na globalnej scenie Unia – przynajmniej w oczach własnych obywateli – wypada blado. Tylko 35 proc. z nich uważa, że jest ona bardziej wpływowa niż Rosja (przeciwnego zdania jest 52 proc.), 34 proc. – że bardziej niż Chiny (53 proc. sądzi odwrotnie), i 22 proc. – że bardziej niż Stany Zjednoczone (wobec 69 proc. odmiennego zdania). Na dodatek z wyjątkiem Brazylii i Indii w każdym innym porównaniu odsetek tych, którzy uważają Unię za bardziej wpływową, w ciągu ostatnich czterech lat się zmniejszył.
Respondentom zadano też pytanie, jak ich zdaniem będą wyglądać polityczne wpływy UE w świecie w porównaniu z tymi samymi krajami w 2030 r. Zwiększył się odsetek tych, którzy uważają, że będzie ona bardziej znacząca niż USA (do 29 proc.), ale nadal są oni w wyraźnej mniejszości, w przypadku Rosji się on nie zmienił, a w przypadku pozostałych czterech państw spadł.
Biorąc pod uwagę spadający entuzjazm do Unii Europejskiej ze strony jej mieszkańców, prawdopodobieństwo, że na brexicie się nie skończy i jeszcze któryś kraj będzie chciał opuścić jej szeregi, rośnie. Wnioskując tylko na podstawie tych sondaży, głównym kandydatem powinna być Grecja. Mieszkańcy tego kraju nie tylko najbardziej negatywnie ze wszystkich postrzegają Unię i są najbardziej pesymistycznie nastawieni do jej przyszłości, ale też jako jedyni spośród 28 państw odpowiedzieli w większości, iż nie czują się jej obywatelami. Są także jedynym obok Cypru państwem, którego obywatele w zdecydowanie negatywny sposób postrzegają Niemcy (tak odpowiedziało 77 proc. Greków, pozytywne zdanie ma 21 proc.). Zarazem jednak wyraźna większość Greków (68 proc.) popiera euro. O ile Ateny nie zostaną wyrzucone ze strefy euro, grexit jest mało prawdopodobny – mimo całego rozczarowania Unią Europejską żadna poważniejsza siła polityczna w tym kraju nie postuluje wystąpienia z niej. Bardziej prawdopodobnymi kandydatami do wystąpienia wydają się Austria, Francja i Włochy. We wszystkich trzech najwięcej opinii na temat Unii było neutralnych, ale gdyby ich nie brać pod uwagę, to wyraźną przewagę mają negatywne, większość mieszkańców pesymistycznie spogląda na przyszłość Unii, a we Włoszech dochodzi jeszcze stosunkowo niewysokie poparcie dla euro (popiera je 53 proc. Włochów – to oprócz Cypru najniższy odsetek wśród państw, które używają wspólnej waluty). A przede wszystkim we wszystkich tych trzech krajach istnieją liczące się ugrupowania, które chcą wyjścia z Unii i zapowiadają, że w przypadku dojścia do władzy zorganizują referendum w sprawie dalszego członkostwa.
Tym, co je różni, jest natomiast stosunek do Europy dwóch prędkości. Generalnie mieszkańcy Unii są w tej sprawie podzielni niemal po połowie. 47 proc. uważa, iż kraje, które chcą się szybciej integrować w pewnych dziedzinach, powinny móc robić to, nie oglądając się na pozostałe, zaś 41 proc. – że powinny czekać, aż wszyscy będą gotowi. W obu przypadkach odsetek ten bardzo nieznacznie zmieniał się przez minioną dekadę. Ale pomiędzy poszczególnymi państwami istnieją spore różnice w opiniach. Najbardziej przychylni wobec różnego tempa integracji są Holendrzy (77 proc.), a następnie Łotysze, Szwedzi i Finowie. Mieszkańcy Francji i Austrii też są powyżej unijnej średniej, natomiast Włosi – nieznacznie poniżej. Z kolei najmocniej obawiają się Europy dwóch prędkości Portugalczycy (popiera takie rozwiązanie tylko 21 proc.), Hiszpanie, Bułgarzy i Grecy. Polska też zalicza się do grona sceptyków – 37 proc. dopuszcza szybszą integrację niektórych, zwolennikami czekania na wszystkich jest 47 proc. badanych.
Najwięcej pytanych określiło swój stosunek do UE jako neutralny