Czy USA mają gotowy plan na to, jak postępować z Koreą Północną?
Waldemar Dziak: Korea Północna 2017 r. to najbardziej zapalny punkt na mapie świata, a od rozwiązania tego problemu zależy pokój na świecie i w regionie. Istnieje co najmniej kilka scenariuszy dalszego rozwoju wydarzeń. Nikt dziś nie może dać pełnej gwarancji, który z nich się sprawdzi.
Pierwszy, choć mało realistyczny scenariusz, to gra na zmianę systemu politycznego w Korei Północnej, czyli mówiąc brutalnie – na zmianę kierownictwa politycznego, a mówiąc jeszcze brutalniej na eliminację Kima III – Kim Dzong Una i zastąpienie go liderem bardziej otwartym na świat, zainteresowanym gospodarką, kimś, kto zainicjuje reformy w kraju, choćby na wzór chiński, wietnamski, czy jakikolwiek inny. Ale Kim III jest najbardziej pilnowanym człowiekiem na świecie, więc realizacja tego planu jest wręcz nieprawdopodobna, mimo że wiemy, iż i USA, i Japonia, i Korea Południowa dysponują nawet oddziałami specjalnymi wyszkolonymi wyłącznie w tym celu – fizycznej eliminacji przywództwa politycznego w Korei Północnej.
Dziś świat zastanawia się nie tyle nad potencjałem nuklearnym Korei: ile mają rakiet, skąd je wystrzelą, czy mają możliwość miniaturyzacji ładunku jądrowego; w pierwszej kolejności świat jest zainteresowany portretem psychologicznym przywódcy Korei Północnej. Kim jest Kim Dzong Un? Czy jest to człowiek, który kieruje się racjonalnymi przesłankami i może nakręcać spiralę zbrojeń i napięcia. Czy ten człowiek po prostu ryzykownie się bawi? Ta irracjonalność w postępowaniu, niemal szaleństwo, jest realne, to jest realne zagrożenie.
Pytanie brzmi: co ten Kim naprawdę myśli? Czy są jakieś granice szaleństwa, czy istnieje jakaś czerwona linia jego nieprzewidywalności, czy tej granicy nie ma? Zajmuję się tematyką koreańską blisko 40 lat. Jestem zwolennikiem tezy, że Kim – przy wszystkich swoich szaleństwach – wie czego chce, ma strategię, ma koncepcję i plan. Tymczasem Amerykanie, czy Koreańczycy z Południa – wydaje się – nie mają koncepcji możliwych do realizacji.
Czy realna jest groźba otwartego konfliktu zbrojnego Korei Płn. z USA? Czy można dzisiaj rozwiązać militarnie problem Korei Północnej?
Raczej nie. Musimy pamiętać, że Korea Północna to karzeł polityczny i bankrut ekonomiczny, ale kolos militarny. Realne natomiast wydaje się wprowadzenie sankcji ekonomicznych. To jest prawdopodobny scenariusz. Tu nie mamy złudzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że dotychczasowe sankcje społeczności międzynarodowej, szczególnie te uchwalane przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, nie przyniosły efektu.
Dlaczego? Dlatego, że nie wszystkie państwa, które podpisały się pod sankcjami faktycznie je realizowały. Tak naprawdę Korea Północna nie osiągnęłaby tak spektakularnych sukcesów atomowych i rakietowych, gdyby nie współpraca ze społecznością międzynarodową. Na początku były to Chiny, potem Związek Sowiecki, potem Rosja.
A czego dowiadujemy się dzisiaj? Że prawdopodobnie do Korei Północnej trafiły silniki rakietowe z Ukrainy. Ukraina oświadcza: "niczego Korei Północnej nie sprzedawaliśmy". Ale wiemy, że 100 proc. silników do rakiet ląduje w Rosji, czyli to Rosja mogła je przekazać. Prawdopodobna jest też kradzież części dokumentacji, albo to, że zakupiono ją na czarnym rynku technologii rakietowych. Należy pamiętać, że Kim Dzong Un ma możliwość wystrzeliwania rakiet z łodzi podwodnych. A skąd Korea ma łodzie podwodne? Kupiła je od Związku Sowieckiego, kiedy się rozpadał.
Jaki wobec tego rysuje się potencjalnie zestaw działań, które mogą wyeliminować zagrożenia ze strony północnokoreańskiego reżimu? Sankcje ekonomiczne?
Jeżeli chodzi o sankcje ekonomiczne, to wysiłek muszą podjąć głównie Chiny, bo dotąd Chiny traktowały je wybiórczo, koniunkturalnie, dlatego że obawiały się dekompozycji systemu politycznego w Korei Północnej, bały się anarchii. Poza tym Korea Północna zawsze była buforem odgradzającym Chiny od wojsk amerykańskich i nagle co: ten bufor miałby przestać istnieć? To są kwestie bezpieczeństwa i stabilności regionu; utrzymaniem tego status quo zainteresowanych jest wiele państw w regionie.
Które z wielkich mocarstw jest więc dzisiaj zainteresowane w rozwiązaniu kwestii zagrożenia nuklearnego płynącego z Korei Płn?
Dzisiaj świat jest zainteresowany całkowitym rozbrojeniem atomowym Korei Północnej, dlatego, że świat, a przede wszystkim USA nie mogą sobie pozwolić na to, żeby istniało nieobliczalne państwo, dysponujące bronią atomową i środkami do jej przenoszenia, które bezpośrednio zagraża bezpieczeństwu terytorium Stanów Zjednoczonych.
Pamiętam jak mniej więcej 10 lat temu baliśmy się wszyscy, że Koreańczycy z Północy zagrażali sojusznikom Ameryki, czyli Japonii, Korei Pd., wojskom amerykańskim w Azji Wschodniej. Ale dziś zagrożone są Hawaje, wyspy Guam – i jest to poważne wyzwanie dla Waszyngtonu.
Kim Dzong Un, tak samo jak jego ojciec i dziad, gra na czas. Każdy miesiąc służy kolejnym sukcesom programu rakietowego. Nie mamy w tej sprawie żadnych wątpliwości, bo znamy tempo rozwoju tego programu. Ono jest bardzo szybkie. Korei Północnej nie wolno dać więcej czasu. Mam nadzieję, że Amerykanie i prezydent Trump to wiedzą; wiedzą, że nie można się zgodzić na rozmowy, które będą trwały rok czy dwa. Historia nas uczy, że +państwo chuligańskie+ można powstrzymać jedynie w początkowym etapie. Ameryka nie ma innego wyjścia – musi sięgnąć po środki militarne, dlatego że każdy rok działa przeciwko niej, za parę lat przeciwnik będzie jeszcze silniejszy, więc i rozmowy będą trudniejsze.
Czy Pana zdaniem nie ma dobrych dyplomatycznych rozwiązań dla neutralizacji tego zagrożenia?
Rozmowy, poufne, tajne, jawne, dwustronne, wielostronne, każde z nich okazały się klapą. Kto na tym stracił? Nie Korea Północna: Pjongjang tylko z tego skorzystał, zyskał na czasie. Strategia dyplomatycznej cierpliwości b. prezydenta USA Baracka Obamy zakończyła się totalnym fiaskiem, bo Korea Północna wciąż zagraża bezpieczeństwu globu i regionu. Świat nie ma już czasu czekać.