Kilkadziesiąt rosyjskich ofiar śmiertelnych amerykańskiego bombardowania w syryjskiej prowincji Dajr az-Zaur zbiegło się w czasie z zamiarem zalegalizowania udziału najemników w ekspedycjach zagranicznych rosyjskiej armii. Wczoraj w parlamencie utworzono grupę roboczą, która ma skonsultować zapisy ze specjalistami. Jeśli Duma przyjmie projekt, będzie to legalizacja post factum. Najemnicy od lat biorą udział w wojnie w Syrii, a wcześniej walczyli w ukraińskim Zagłębiu Donieckim.

Reklama
Według wcześniejszych zapowiedzi rosyjskich polityków projekt ustawy legalizującej prywatne firmy wojenne (CzWK) miał być gotowy jeszcze w tym miesiącu. – Sytuacja w Syrii pokazała, że takie firmy znakomicie się nadają do zastosowania w podobnych konfliktach lokalnych – mówił propagandowej telewizji RT deputowany sojuszniczej wobec Kremla Sprawiedliwej Rosji Michaił Jemieljanow. – Ustawa pozwoli wykorzystywać współpracowników CzWK w operacjach antyterrorystycznych za granicą i do obrony suwerenności państw sprzymierzonych przed agresją z zewnątrz – dodał.
Projekt pozwoli nawet na werbunek cudzoziemców.

Gruppa Wagniera

Jemieljanow wypowiadał te słowa jeszcze przed amerykańskim atakiem pod miasteczkiem Chaszam w prowincji Dajr az-Zaur. Sprawiedliwa Rosja błyskawicznie zareagowała w ten sposób na sugestię szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa. – To szeroko stosowana praktyka, choćby w Iraku i innych państwach regionu, gdzie pracował Blackwater [dawna nazwa amerykańskiej firmy wojennej Academi – red.]. Trzeba ich określić w naszej bazie normatywnej, żeby ci ludzie byli chronieni w sensie prawnym – tłumaczył minister.
Dotychczas Duma dwukrotnie odrzucała podobne projekty ze względu na ich niezgodność z konstytucją. Warszawski Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW) wskazuje, że brak konsensusu wiązał się z rywalizacją Federalnej Służby Bezpieczeństwa i resortu obrony. Służba w prywatnej firmie wojennej za granicą podpada obecnie pod kodeks karny, który w kwalifikowanych przypadkach zakłada nawet 15 lata więzienia. Tyle że CzWK były masowo używane już w Zagłębiu Donieckim do walki z ukraińskimi siłami rządowymi. Do Syrii trafiły ostrzelane i wyćwiczone.
Według Reutersa tylko w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2017 r. poległo ponad 130 najemników walczących po stronie syryjskiej armii. Atak w Dajr az-Zaur mógł zwiększyć tę liczbę do ponad 200 (choć MSZ Rosji mówi o najwyżej pięciu ofiarach bombardowania). OSW szacuje, że w Syrii służy ok. 2500 członków prywatnych sił wojskowych, w większości (lub w całości) należących do Gruppy Wagniera. Firma powstała w 2013 r. pod nazwą Sławianskij Korpus, gdy dwóch dawnych najemników sformowało oddział 267 ochotników do ochrony instalacji naftogazowych w Syrii. Jako pierwszy napisał o nich serwis Fontanka.ru.

5,1 mld rubli rocznie

Według gazety „RBK Daily” od początku wagnierowcy działali pod kuratelą rosyjskiego wywiadu wojskowego, dawniej znanego jako GRU (obecnie to GRGSz, Główny Zarząd Sztabu Generalnego). Bez tego nikt by ich nie wpuścił na tereny działań wojennych. Co więcej, przed wysłaniem na Bliski Wschód najemnicy mieli być szkoleni w bazie GRGSz w Molkinie w Kraju Krasnodarskim. Pod obecną nazwą firma jest znana, odkąd dowództwo w 2014 r. objął Dmitrij Utkin pseudonim „Wagnier”, miłośnik muzyki Richarda Wagnera, były wysoki oficer specnazu GRU.
W 2016 r. Utkin został przyjęty na Kremlu przez prezydenta Władimira Putina z okazji Dnia Bohaterów Ojczyzny. Dzięki telewizyjnej relacji z obchodów rozpoznała go poszukująca go od lat była żona. W ten sposób media dowiedziały się, jak wygląda szef Gruppy Wagniera. „RBK Daily” oceniał budżet firmy na co najmniej 5,1 mld rubli (300 mln zł) rocznie (a może i dwukrotnie więcej). Na tę kwotę zrzucają się państwo i bliscy Kremlowi biznesmeni. W tym Jewgienij Prigożyn, który od piątku jest figurantem amerykańskiej sprawy karnej.
Prigożynowi zarzuca się organizację i finansowanie grupy petersburskich trolli, którzy z sukcesem próbowali ingerować w 2016 r. w przebieg wyborów prezydenckich po stronie Donalda Trumpa. Ale biznesmen nie robi niczego za darmo. CNN dotarł do kontraktu związanej z nim firmy Jewro Polis z syryjskim rządem, zgodnie z którym spółka otrzymuje 25 proc. zysków ze sprzedaży ropy wydobytej na obszarach odbitych z rąk rebelii. „Wagnier walczy, Jewro Polis zgarnia ropę i gaz. A pole naftowe w Dajr az-Zaur należy do najwięcej wartych spośród wszystkich pozostających w rękach rebeliantów” – czytamy na stronie CNN. Utkin zaś pod koniec 2017 r. został dyrektorem jednej z firm cateringowych Prigożyna.

Syria to poligon

Sama Gruppa Wagniera także figuruje na amerykańskiej czarnej liście. Sankcjami obłożono ją za udział w działaniach zbrojnych na terenie Donbasu. Jak podał pochodzący z Doniecka dziennikarz Denys Kazanski, spośród sześciu potwierdzonych z imienia i nazwiska ofiar amerykańskiego bombardowania nieopodal Chaszamu wszyscy walczyli wcześniej po stronie separatystów. Dyrektor Służby Bezpieczeństwa Ukrainy generał Wasyl Hrycak podawał, że najemnicy uczestniczyli m.in. w walkach o lotnisko w Doniecku oraz w boju o Debalcewo, czyli dwóch z trzech najkrwawszych epizodów wojny na wschodzie Ukrainy. Niezależnych potwierdzeń akurat tych słów brak.
Radio Swoboda dotarło do rozmowy jednego z wagnierowców, którzy przeżyli atak w Dajr az-Zaur, z jego znajomym. – Robota jest nienudna i nieźle płacą – relacjonował 30-latek. Kolega odpowiedział pytaniem, czy jego zdaniem najemnictwo zostanie w Rosji zalegalizowane. – Tak. Donbas i Syria to poligon. Są wesołe chłopaki, którym płacisz i nie raportujesz kolejnych strat własnych. Na tym polega sens CzWK: za nic nie odpowiadasz i do niczego się nie przyznajesz – mówił mężczyzna. – To jest jakiś XV w. Jeśli stosujemy przemoc w interesach państwa, musi to robić armia. A komu ci ludzie podlegają? Kim są według konwencji haskiej? – pytał w rozmowie z portalem Meduza.io Dienis Korotkow, autor licznych artykułów śledczych o wagnierowcach.
Po syryjskiej klęsce nastroje w CzWK znacznie się pogorszyły. Rosyjskie media piszą, że już od początku 2017 r. rosyjska armia znacznie mniej chętnie zaopatrywała wagnierowców w broń, że pojawiły się problemy z terminową wypłatą żołdu. Służący w Gruppie Wagniera narzekali też na współpracę z siłami zbrojnymi. Jekaterynburski serwis Znak.com rozmawiał z Jeleną Matwiejewą, żoną Stanisława poległego w Dajr az-Zaur. Matwiejew wcześniej walczył w szeregach samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej. Jelena skarżyła się, że mąż nie miał „wystarczającej ochrony” i że „jak świnie wysłali ich na rzeź”.