Pierwszym krajem, który zaczął nagrywać wnętrza lokali wyborczych był Azerbejdżan. Gdy procedurę tę uruchomiono w 2003, wielu wyborców odbebrało ją za zbyt uciążliwą. Ludzie bali się też, że władze mogą wykorzystać filmy do zastraszania obywateli. Mimo to pomysł rozwijano.. W 2013 podczas wyborów prezydenckich można było obejrzeć transmisje z 1000 lokali. Jednak obserwatorzy uznali, że w ponad 300 miejscach przez transmisje nie zapewniono "gwarancji tajności głosowania" - czytamy w raporcie Fundacji Batorego. Władze nie przejęły się jednak krytyką i zapowiadają, że w następnych wyborach także umożliwią oglądanie przebiegu wyborów przez internet.

Reklama

Pomysł przyjął się też w Rosji. Na dużą skalę plan transmisji zrealizowano na polecenie premiera Władimira Putina w celu "zwiększenia otwartości i przejrzystości procedur wyborczych" - czytamy w opracowaniu Fundacji Batorego. W 2012 kamery zainstalowano w ponad 90 tys. obwodów. W Sali umieszczono dwa takie urządzenia. Jedno z nich nagrywało całą salę, a drugie urnę. Na taśmy trafiło też liczenie głosów.

Kolejnym krajem, który wykorzystał kamery w procesie wyborczym była Ukraina. W wyborach do parlamentu w 2012 można było obejrzeć w sieci to, co działo się w lokalach wyborczych, natomiast samo liczenie głosów było już tylko nagrywane. Okazało się też, że - według OBWE - w 12 proc. lokali kamery były tak zamocowane, że nagrania zagrażały tajności głosowania.

Kamery zamontowano także w lokalach w Albanii (mogli je oglądać tylko obserwatorzy zagraniczni) oraz w Armenii, gdzie z kolei przez problemy techniczne okazało się, że kilkadziesiąt urządzeń nie zadziałało, a wiele innych miało różne problemy techniczne.