Pisząc o "złożonej roli Polski w Holokauście", publicysta gazety Lahaw Harkow wyraża w piątkowym komentarzu zrozumienie dla niechęci polskich władz wobec wyrażenia polskie obozy śmierci. Nikt nie chce być obwiniany o ludobójstwo, nawet jeśli określenie to jest właściwie pod względem geograficznym, choć już nie politycznym. Intencja stojąca za ustawą karzącą ludzi pomawiających Polskę o kolaborację z nazistami jest jasna - ocenia.
Przypomina, że rząd RP na uchodźstwie karał kolaborantów, były premier Izraela Menachem Begin walczył w Armii Andersa, a pomiędzy Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata osób z Polski jest więcej niż z jakiekolwiek innego państwa.
Jednak połowa z sześciu milionów Żydów zamordowanych w Holokauście była Polakami. Obozy śmierci znajdowały się w Polsce. Podczas Holokaustu w Jedwabnem Polacy zamknęli setki Żydów w stodole i ją - ich - spalili. Liczne są historie o Żydach wracających do swoich domów po wojnie, których Polacy zabili lub którym grozili, czego ważnym przykładem jest pogrom kielecki (...). W 1968 roku, po wojnie sześciodniowej, polski rząd +oczyścił+ z Żydów wojsko i pozbawił ich pracy, nazywając ich piątą kolumną i naciskając, by wyjeżdżali. W kolejnych latach z Polski wyemigrowało ponad 20 tys. Żydów - wskazuje "Jerusalem Post".
Jak zaznacza, wspólna deklaracja Netanjahu i Morawieckiego jest w większości poprawna, ale prześlizguje się nad tymi faktami, podobnie jak polski rząd i niezliczeni - choć nie wszyscy - Polacy. Publicysta "JP" ocenia też, że zawarte w deklaracji szefów rządów porównywanie antysemityzmu do +antypolonizmu+ jest niedorzeczne. Kto jest atakowany w 2018 roku za to, że jest Polakiem? Antysemityzm tymczasem narasta, zarówno w słowie, jak i w brutalnym czynie - wskazuje.
Deklaracja jako taka potwierdziła znaczną część dominującej w Polsce narracji, i to w zamian za zaledwie zmianę, a nie likwidację, polskiej ustawy o Holokauście (tj. o IPN - PAP). (...) Wydaje się, że w ostatnich latach Netanjahu realizuje Realpolitik totalną, gdy chodzi o relacje zagraniczne Izraela i najwyraźniej postanowił pójść na kompromis w sprawie historii w zamian za dalsze dobre relacje dyplomatyczne i handlowe z Polską - pisze Harkow.
Przyznaje, że Izrael - jako kraj niewielki i otoczony przez wrogów - nie może być zbyt wybredny przy budowaniu relacji. Podkreśla jednak, że Izrael ma moralny imperatyw, by nie pozwolić światu na ignorowanie zarazy antysemityzmu, zarówno w przeszłości, jak i obecnie, choć nie musi to jego zdaniem oznaczać zrywania stosunków dyplomatycznych.
Z kolei dziennik "Haarec" domaga się od Netanjahu, by udzielił odpowiedzi na pytania pojawiające się wokół powstania wspólnej polsko-izraelskiej deklaracji: Dlaczego Instytut Yad Vashem upiera się, że nie uczestniczył w ustaleniach (w tej sprawie) i tak mocno je krytykuje? Na czym dokładnie polegał udział w ich formułowaniu (głównej historyk Yad Vashem Diny) Porat? Jakie względy polityki zagranicznej nakierowały (Netanjahu) na ten kompromis?.
Jeśli prawdą jest, jak twierdzą niektórzy urzędnicy, że deklaracja została wykorzystana jako narzędzie polityczne, by, również za pomocą presji ze strony USA, spróbować przekonać Polskę i pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Słowację i Węgry) do przeniesienia ambasad w Izraelu do Jerozolimy, to izraelscy obywatele powinni się o tym dowiedzieć. Czy Izraelczycy nie mają prawa wiedzieć, jeśli pamięć o Holokauście jest dla Netanjahu mniej ważna niż dyplomatyczna świętość Jerozolimy? - konkluduje "Haarec".