Choć wiele francuskich mediów cytowało prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę, który ostrzegał, że to, co się dzieje, nie jest "dziecinną zabawą", ale "realną groźbą inwazji" Rosji, to nad Sekwaną nie czuć niepokoju. Albert Zennou z dziennika "Le Figaro" zapewniał w debacie w radiu France Info, że nie obawia się nasilenia konfliktu, gdyż "obie strony wiedzą, dokąd nie iść za daleko". Komentatorka telewizyjnego kanału parlamentarnego LCP nazwała nasilenie konfliktu "małą wojenką" i uznała, że Kijów "wznowił przepychankę" z Moskwą.

Reklama

Wykładowca paryskiego Instytutu Nauk Politycznych Bruno Cautres mówił z kolei o "zabezpieczeniu rosyjskich wód terytorialnych" przez Moskwę i sugerował, że Kijów próbuje "gospodarczo zdusić Krym".

Cytowany przez dziennik "Le Parisien" Arnaud Dubien z paryskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS) twierdzi, że ukraiński prezydent "Petro Poroszenko po to, by zostać ponownie wybranym (na urząd), prześciga się w nacjonalizmie". Politolog uważa, że "Morze Azowskie jest stawką dla Kijowa i Moskwy" i że "Rosja i Ukraina prowadzą tam walkę o wpływy". Sugerując, że Ukraińcy chcieliby zaognienia konfliktu, badacz ocenia, że "brak im wystarczającej siły wojskowej do eskalacji", która "nie leży w interesie Rosjan".

Dubien nie wyklucza natomiast rozpoczęcia przez Kijów "wojny gazowej". W przyszłym roku odnowiona ma być umowa w sprawie rosyjskiego gazu płynącego do UE przez Ukrainę. "Może to być dla Poroszenki okazją do nacisku dyplomatycznego" – zapowiada politolog.

Były doradca Michaiła Gorbaczowa, mieszkający we Francji Andriej Graczow, tłumaczył w radiu France Culture, że prezydentowi Rosji Władimirowi "Putinowi wystarczająco ciążą inne problemy – coraz mniej popularny w oczach Rosjan konflikt w Syrii czy trudności polityki gospodarczej i społecznej". - Nie wydaje mi się, by Putin zainteresowany był wykorzystywaniem konfliktu z Ukrainą w celu poprawienia wyników sondaży - ocenił.

Z kolei politolog Florent Parmentier w tej samej audycji przewidywał "zdecydowane poparcie USA dla Kijowa" i "francusko-niemiecką inicjatywę, która pozwoli na posadzenie przy wspólnym stole Rosjan, Ukraińców, Francuzów i Niemców po to, by zastanowić się nad jakimiś możliwościami dyplomatycznymi".

We wtorek szef francuskiej dyplomacji, przyjmując swego rosyjskiego odpowiednika Siergieja Ławrowa, uznał, że wydarzenia w Cieśninie Kerczeńskiej, są wynikiem "silnej remilitaryzacji" regionu i wezwał obie strony do "działań na rzecz deeskalacji sytuacji".

Reklama

Dziennik "Le Monde" ocenił, że Le Drian "bardzo liczył się ze słowami, jakby nie chciał urazić swego rozmówcy" i nie poruszył kwestii swobody żeglugi na Morzu Azowskim, choć szczególny na nią nacisk położyli we wspólnym oświadczeniu członkowie UE, zasiadający obecnie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

W niedzielę trzy niewielkie okręty ukraińskie - holownik Jany Kapu i małe kutry opancerzone Berdiańsk i Nikopol - zostały zatrzymane przez siły specjalne Rosji w Cieśninie Kerczeńskiej łączącej Morze Azowskie z Czarnym. Okręty płynęły z Odessy do Mariupola, ukraińskiego portu nad Morzem Azowskim. Rosjanie staranowali holownik i ostrzelali jednostki; według Rosjan ranne zostały trzy osoby, a według strony ukraińskiej - sześć. Zatrzymanych zostało 24 ukraińskich marynarzy, którym Rosja zarzuca nielegalne przekroczenie swojej granicy państwowej.

Rosja twierdzi, że ukraińskie okręty wpłynęły na jej wody terytorialne, czyli 12-milowy pas wód przybrzeżnych. Ukraińska marynarka wojenna ocenia, że jednostki dokonały tzw. nieszkodliwego przepływu, czyli dozwolonej przez prawo szybkiej i nieprzerwanej żeglugi przez morze terytorialne.