Informacje gazety zbiegły się z ogłoszeniem wczoraj przez Mahmuda Ahmadineżada, że Iran ma trzy tysiące wirówek, za pomocą których może wzbogacać uran. Irański prezydent dodał, że mimo nacisków ONZ jego kraj nie zamierza rezygnować ze swojego programu nuklearnego. Waszyngton, który jest przekonany, że Teheran próbuje wyprodukować bombę atomową, ma na to jedną odpowiedź: zanim ajatollahowie sięgną po atom, na ich kraj spadną pociski.

"Nie chodzi tylko o naloty na instalacje nuklearne. W planach jest zniszczenie całej infrastruktury wojskowej Iranu" - mówił "Sunday Times" Alexis Debat, dyrektor departamentu ds. terroryzmu w ośrodku analitycznym Nixon Center, powołując się na rozmowy z planistami Pentagonu. Amerykańskie wojsko uznało, że wyprawa ma sens tylko wówczas, gdy na celowniku znajdzie się cały potencjał militarny przeciwnika, a nie tylko elementy jego programu atomowego. Bomby mają zatem spaść również na lotniska, bazy wojsk lądowych i ośrodki dowodzenia.

"W przypadku Iranu jedynym możliwym rozwiązaniem militarnym są naloty. Podbicie tego kraju a później jego okupacja w ogóle nie wchodzą w rachubę. Już dziś Amerykanie mają problem z zebraniem odpowiedniej liczby wojska do Iraku i Afganistanu, zatem wojna lądowa na trzecim froncie nie jest nawet rozpatrywana" - mówi "Dziennikowi" Richard Crockatt z University of East Anglia.

O tym, że waszyngtońska administracja powraca do pomysłu wojny, świadczą nie tylko wyraźnie kontrolowane przecieki prasowe. W ubiegłym tygodniu George Bush powiedział wprost, że trzeba rozprawić się z Iranem, zanim "będzie za późno". Na spotkaniu z amerykańskimi weteranami ostrzegał, że Teheran szykuje dla Bliskiego Wschodu zagładę.

Groźby USA nie są jedynym problemem Iranu. Własne plany wojenne wobec tego kraju ma również Izrael, dla którego powstrzymanie irańskiego programu atomowego jest kwestią życia lub śmierci. Izrael wiele razy dawał do zrozumienia, że gdy tylko Waszyngton da zielone światło, do akcji ruszą samoloty z gwiazdą Dawida.

Analitycy są jednak sceptyczni co do tego, czy operacje zbrojne osiągną zakładany cel. Zatrzymanie irańskiego programu atomowego przy użyciu wyłącznie bomb może się okazać szalenie trudne. Ośrodki w Araku, Natanzie czy Isfahanie są doskonale chronione, a najcenniejsze elementy programu ukryte w bunkrach głęboko pod ziemią. Zniszczenie ich za pomocą nawet najbardziej wyrafinowanej broni konwencjonalnej jest właściwie niemożliwe -- zastosowanie broni jądrowej nawet nie wchodzi w rachubę. Co więcej, przeciwnikami wyprawy na Iran jest wiele wpływowych państw, np. Rosja. Mało kto wierzy, że Amerykanie po raz kolejny - po wojnie przeciw reżimowi Saddama Husajna - narażą się na krytykę ze strony świata za prowadzenie wojen bez zgody ONZ.

Jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Zbyt wojownicza retoryka może wzmocnić reżim Ahmadineżada i jego antyamerykańską ofensywę. "Wśród Irańczyków gwałtownie narasta sprzeciw wobec USA. A pojawianie się doniesień o planach nalotów powoduje, że wrogami Ameryki staną się nawet ci, którzy nie są zwolennikami Ahmadineżada" - dodaje Crockatt.

Pytanie tylko, czy przy tak wyzywającej retoryce Iranu, Ameryka będzie miała jakikolwiek wybór.