"Tajani nie ma mandatu do prowadzenia międzyinstytucjonalnych negocjacji" - wskazał w oświadczeniu przewodniczący frakcji Socjalistów i Demokratów (S&D) w PE Udo Bullmann.
Na unijnym szczycie pod koniec maja Tusk dostał zadanie od szefów państw i rządów, by rozmawiać z liderami krajów członkowskich oraz Parlamentem Europejskim na temat obsadzenia stanowiska szefa Komisji. Większość w PE popiera system kandydatów wiodących i chce, by Rada Europejska wskazała jednego z nich na przewodniczącego KE.
Kandydatem socjalistów jest wiceszef KE Frans Timmermans, a Europejskiej Partii Ludowej - Manfred Weber. Bullmann podkreślił, iż odnotowuje doniesienia, że Tajani i Tusk mają się spotkać jeszcze w środę, ale – jak zaznaczył – przewodniczący PE nie ma upoważnienia od grup politycznych, by prowadzić rozmowy w ich imieniu.
"Przewodniczący Tajani nie ma mandatu od grup politycznych, by reprezentować Parlament w międzyinstytucjonalnych negocjacjach. Z tego powodu spotkanie pomiędzy Tajanim i Tuskiem może być traktowane wyłącznie jako nieoficjalne wewnętrzne zebranie przedstawicieli EPL" – zaznaczył Bullmann. Zarówno szef PE, jak i szef Rady Europejskiej należą do Europejskiej Partii Ludowej.
Lider Socjalistów i Demokratów podkreślił, że jego grupa na pierwszym miejscu stawia program i nie chce uczestniczyć w zakulisowych targach dotyczących stanowisk, które program ignorują. "Potwierdzamy zeszłotygodniowe oświadczenie, że Parlament Europejski musi pozostać w centrum decyzji, by wyłonić następnego przewodniczącego KE. To jest kwestia poszanowania demokratycznych decyzji Europejczyków, którzy wzięli udział w wyborach z najwyższą frekwencją od 20 lat" – oświadczył Bullmann.
Szefowie państw i rządów potwierdzili na szczycie, że systemem kandydatów wiodących nie ma automatycznego przełożenia na to, kogo faktycznie wskażą oni na stanowisko przewodniczącego KE. Europarlament ma jednak możliwość odrzucenia kandydatury przedstawionej przez przywódców.