Wtorkowa dymisja Boltona musi cieszyć przywódcę Korei Płn. Kim Dzong Una, prezydenta Iranu Hasana Rowhaniego, prezydenta Rosji Władimira Putina i przywódcę Wenezueli Nocolasa Maduro - konstatuje w artykule redakcyjnym "WSJ". Według gazety Trump "myśli, że każda sprawa dotycząca bezpieczeństwa może być sprowadzona do negocjacji i każdy inny przywódca chce iść na taki układ jak on". "Dla Trumpa bardziej znaczące jest samo dogadanie się niż warunki (umowy)" - dodaje. Bolton - kontynuuje dziennik - miał do wykonania "niewdzięczne zadanie", polegające na mówieniu Trumpowi, że złe porozumienie jest gorsze niż jego brak. Bolton "uratował" kierującego się "najgorszymi negocjacyjnymi instynktami" Trumpa więcej niż raz, na przykład namawiając go do opuszczenia stołu negocjacyjnego z Kimem w Hanoi w lutym - pisze "Wall Street Journal". Gazeta zwraca też uwagę, że Bolton był "pojedynczym głosem" w administracji, sprzeciwiającym się zawieraniu porozumienia z talibami.
Przeciwną opinię wyraża "New York Times", zaznaczając, że Bolton wspierał "najgorsze instynkty Trumpa", np. kiedy USA odstąpiły od porozumienia nuklearnego z Iranem. Z kolei "Washington Post" ocenia, że odejście Boltona, którego stanowiska m.in. w sprawie Korei Płn., Iranu czy Wenezueli były odległe od priorytetów Trumpa, było "logiczne i spóźnione". Według "WP" większość dokonań Boltona - np. storpedowanie umowy z talibami czy namówienie Trumpa do tego, by żądał od Kima zobowiązania się do całkowitego rozbrojenia - należy ocenić negatywnie.
"Nawet jeśli Trump wyznaczył wartościowe cele, (...) jego nieprzewidywalne, niecierpliwe, wynikające z kryzysu podejście często doprowadzało do odwrotnego skutku, bez względu na to, kto był jego doradcą" - podkreśla "New York Times". Zdaniem dziennika sama nominacja Boltona na doradcę w maju ubiegłego roku była przykładem "Trumpowego chaosu". Podczas gdy Trump chciał położyć kres wrogości w stosunkach z Koreą Płn. i Afganistanem, wybrał nastawionego wojowniczo Boltona, dla którego zbombardowanie Korei Płn. i Iranu byłoby najlepszym sposobem powstrzymania nuklearnego zagrożenia - dodaje "NYT".
Wydaje się, że mimo deklaracji, Trump nie chce silnej polityki międzynarodowej - ocenia "WSJ". Chęć zawierania porozumień "to powód, dla którego schlebia dyktatorom i +politykom wagi ciężkiej+, siedzącym po drugiej stronie stołu negocjacyjnego" - podsumowuje.
"Odejście Boltona raczej nie sprawi, że amerykańskie struktury bezpieczeństwa, w których wiele czołowych stanowisk nie jest obsadzonych, staną się mniej dysfunkcyjne (...)" - wskazuje "NYT". "Najwyraźniej Trump tak lubi. W Białym Domu może panować chaos, sojusze mogą się rozluźniać, a wrogowie mogą dążyć do przewagi, ale to wszystko składa się tylko na więcej dramatu, więcej niepewności, więcej relacji telewizyjnych - a w centrum tego wszystkiego będzie Donald Trump" - pisze "NYT".
W związku ze zbliżającymi się wyborami w USA Trump powinien wysyłać sygnały stabilności i spokoju, zamiast tego świat widzi "chaos w administracji" i prezydenta tak impulsywnego jak jego tweety - ocenia "WSJ". Według gazety Trump obawia się, że utrata trzeciego w ciągu trzech lat doradcy od spraw bezpieczeństwa, po ministrze obrony Jamesie Mattisie i sekretarzu stanu Rexie Tillersonie, wygląda źle. "Trudno się pracuje dla Trumpa", który nie chce słyszeć innych punktów widzenia - dodaje "WSJ".
"Washington Post" uważa, że kolejny doradca ds. bezpieczeństwa Trumpa, "o ile zdoła go znaleźć, będzie musiał być znacznie elastyczniejszy od Boltona". "NYT" ocenia jednak, że jest to "mało interesujące", ponieważ bez względu na to, kto będzie doradzał prezydentowi, i tak "zwycięży chaos".