As-Saura (miasto Sadra), licząca milion mieszkańców dzielnica Bagdadu, jest brutalną kpiną z urbanistyki. Grecki architekt Konstandinos Doksiadis, który w latach 60. projektował ten rejon stolicy, ambitnie planował wypracować harmonię pomiędzy wymaganiami sprowadzanych ze wsi mieszkańców, planem urbanistycznym i środowiskiem naturalnym. Cztery dekady później Sadr City stało się symbolem zapaści, biedy i gniewu. Swego rodzaju laboratorium, w którym po obaleniu Saddama Husajna dojrzewała rebelia. Najpierw przeciw siłom USA, a później kolejnym rządom.
Miasto Sadra nie stało się ani Rijadem, ani Islamabadem – jak chciał tego Doksiadis. Pozostało czarną dziurą świata islamu. Synonimem ubóstwa i rozkładu. Po 2003 r. Amerykanie rozpoczęli tu swój eksperyment z instalowaniem demokracji. Zapominając przy tym o konieczności zapewnienia ludności podstawowych "wygód”: prądu i wody. Co było jeszcze żałośniejsze niż odważne koncepcje Doksiadisa. Wszystko w tym miejscu od zawsze było i jest na opak. Miejska harmonia to tak naprawdę chaos. Powołana tu do życia przez popularnego duchownego szyickiego Muktadę as-Sadra Armia Mahdiego, zwana Brygadą Pokoju, to w rzeczywistości symbol wojny.
Fatalizm tego rejonu miał odwrócić urodzony tu Abd al-Wahab as-Sa’adi, charyzmatyczny generał, który stoi za pokonaniem Państwa Islamskiego w Iraku.
Jego sukces i publiczne deklaracje o chęci rozprawienia się nie tylko z islamistami, lecz także z rozkładającą państwo korupcją i niemocą polityków sprawiły, że stał się popularniejszy niż największe gwiazdy arabskiej edycji programu "Mam talent”. 56-letni dowódca Złotej Dywizji nie przegrał żadnej bitwy z Da’isz. Gdy szyickie władze odsunęły go ze stanowiska szefa elitarnej jednostki, bagdadzki lud wyszedł w jego obronie na ulicę. As-Sa’adi stał się symbolem gniewu i marzenia o normalnym, godnym życiu. Powoli ta fala gniewu zaczyna się wymykać spod kontroli. A Irak jest na progu rewolucji.
Reklama
Reklama