Kilkaset osób kuliło się pod parasolami w strugach deszczu na skwerze Nowopuszkińskim w centrum Moskwy, gdzie opozycja od lat robi swoje coraz mniej liczne mityngi. Demonstranci nie otrzymali od władz rosyjskiej stolicy zgody na marsz, stali więc na placu w otoczeniu milicjantów licznych niż oni sami.

Reklama

Choć od zabójstwa Anny Politkowskiej - które świat łączy z jej krytyką Kremla oraz wojny w Czeczenii - minął rok, milicja nadal nie wie, kto i na czyje zlecenie strzelał. "Rozwiązanie tej sprawy ma kluczowe znaczenie dla rosyjskiej i międzynarodowej opinii publicznej" - oficjalnie zadeklarował wczoraj rzecznik praw obywatelskich Władimir Łukin. Jego słowa mają przede uspokoić Zachód, który w coraz bardziej stanowczy sposób domaga się wyjaśnienia kulis zbrodni.

W samej Rosji nie wywołuje ona żadnych emocji. "Politkowska, a kto to jest?" - mówi DZIENNIKOWI 27-letnia Wieronika, prawniczka z Petersburga. "Oglądałam wiadomości, może coś i o niej kiedyś było, ale nie jestem na bieżąco" - tłumaczy.

"Rosjanie nawet nie zauważyli morderstwa Politkowskiej" - powiedział DZIENNIKOWI Andriej Babicki, publicysta radia Swoboda. Najlepiej obrazują to cyniczne słowa prezydenta Władimira Putina, który tuż po jej zastrzeleniu powiedział: „To zabójstwo wyrządziło nam więcej szkody, niż jej artykuły”. Niskonakładowa „Nowaja Gazieta” nie jest w Rosji konkurencją dla większości de facto państwowych mediów.

Reklama

Mimo to władze dbają o to, by w Rosji pamięć o Politkowskiej i jej słowach nie odrodziła się. W piątek w Niżnym Nowogorodzie zerwano międzynarodowe forum poświęcone pamięci zamordowanej dziennikarki. Fundacją Wspierania Tolerancji, która organizowała konferencję, nagle zainteresowały się służby podatkowe, zagranicznych uczestników zatrzymała milicja pod pretekstem „problemów z dokumentami”, a hotel wycofał się z rezerwacji z powodu „zalania pokoi”.

Po co ta histeria? Czy rosyjskie władze rzeczywiście boją się tych nielicznych, którzy zgromadzili się wczoraj na skwerze Nowopuszkińskim? "Kreml nie chce, by Politkowska stała się symbolem, pod którym mogliby się zjednoczyć krytycy władz" - mówi Andriej Babicki. Dlatego nie tylko próbuje przeszkodzić w kultywowaniu pamięci o zamordowanej dziennikarce, ale wręcz ją zawłaszczyć.

Niedawno prokuratura generalna oznajmiła, że złapała 10 podejrzanych. Bardzo szybko okazało się jednak, że jedyne na czym władzy zależy, to udowodnienie, że Politkowską kazał zabić jeden z emigracyjnych oligarchów. Wiadomo było, że chodzi o zaciekłego wroga Kremla Borysa Bieriezowskiego. "Chodziło mu o zdestabilizowanie Rosji" - mówił dumny z siebie prokurator.