"Mówi się, że to może być najtrudniejszy okres dla scenariopisarstwa komediowego od czasu tych pamiętnych trzech tygodni w latach 90., kiedy Bill Clinton przestał umawiać się na randki" - drwił Jay Leno, jeden z najpopularniejszych telewizyjnych komików, którego wieczorny show w stacji NBC przyciąga średnio 5,7 mln widzów.
Jednak i on, jeśli strajkujący scenarzyści nie zmienią zdania, będzie musiał przerwać nagrywanie swych programów.

Reklama

Bo to przecież nie Leno wymyśla wszystkie bon moty w rodzaju: "czy zdajecie sobie sprawę, że dzięki Bushowi mamy więcej homoseksualnych małżeństw niż miejsc pracy?", którymi okrasza swoje rozmowy ze gośćmi. Na jego popularność, a także innych telewizyjnych gwiazd takich jak David Letterman czy Conan O’Brien, pracuje sztab scenarzystów, którzy właśnie się zbuntowali.

Trwające do kilku tygodni rozmowy między zrzeszającym 12 tys. członków związkiem zawodowym scenarzystów Writers Guild of America (WGA) a wytwórniami załamały się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Po 10-godzinnej dyskusji w hotelu Sofitel w Zachodnim Hollywood związkowcy ogłosili, że od poniedziałku przestają pisać. Nie pomógł nawet mediator wyznaczony przez rząd federalny. Wczoraj związkowcy załadowali do furgonetek transparenty, składane stoliki i butelki z wodą mineralną i ruszyli na ulice m.in. Los Angeles i Nowego Jorku, by pikietować oraz informować o swym ciężkim losie i żądaniach, które - jak łatwo się domyślić - dotyczą głównie pieniędzy.

Scenarzyści twierdzą, że należą im się znacznie większe wpływy z praw autorskich, niż dzieje się to obecnie. Chcą podwyższyć swe dochody za emisję programów w telewizji, sprzedaży płyt DVD (obecnie to zaledwie 4 centy za sztukę), a także za rozpowszechnianie ich twórczości w internecie. WGA twierdzi, że prawie połowa członków związku nie ma stałej pracy i utrzymuje się z okazjonalnych zleceń, a przecież większość musi spłacać hipotekę i utrzymywać rodziny.

Reklama

Związkowcy przekonują przy tym, że powszechne wyobrażenie o ich finansowym eldorado to bajka, bo takich tuzów jak Shonda Rhimes, zarabiająca rocznie 5 mln dolarów autorka nagrodzonego Emmy i Złotym Globem serialu "Grey’s Anatomy", jest garstka. Reszta musi się zadowolić ledwie 50 tys. dol. rocznie, a to mniej więcej tyle, ile wynoszą dochody statystycznego mieszkańca hrabstwa Los Angeles.

Scenarzyści są przygotowani na długą walkę - by uchronić członków WGA od bankructwa, zebrali wcześniej 12,5 mln dol.; pieniądze te mają służyć do spłacania rat hipotecznych tych związkowców, których strajk pozbawił środków do życia - pisze DZIENNIK.

A stacje telewizyjne już liczą straty - wielu analityków prognozuje, że zastąpienie gwiazdorskich programów powtórkami i relacjami sportowymi może spowodować, że widzowie w ogóle zrezygnują z oglądania danego kanału. "Ten strajk może kosztować nawet miliard dolarów" - ocenia Jack Kyser, ekonomista z Los Angeles. Przypomina on, że scenarzyści już raz zbuntowali się jesienią 1988 r., kiedy przez 22 tygodnie nie napisali nawet linijki tekstu. Wówczas straty oszacowano na 500 tys. dol.