Pociągi znowu ruszyły dokładnie o godz. 2 w nocy. Oczywiście pasażerowie nie mogą się spodziewać, że od razu wszystko wróci do normy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyregulowanie ruchu według rozkładów jazdy potrwa pewnie do końca soboty.

Reklama

Przez trzy dni nie jeździły w Niemczech pociągi towarowe, a przez dwa - osobowe. Miliony pracowników i uczniów miały wielkie kłopoty z dojazdem do zakładów pracy i szkół. Ponieważ nie jeździły pociągi, na drogi wyjechało o wiele więcej samochodów, niż zazwyczaj. Kierowcy utykali w setkach korków. Ogromne straty ponieśli przedsiębiorcy, których towary były zablokowane w stojących pociągach. Z tego powodu fabryka samochodów audi w Belgii musiała przerwać pracę, do której nie dowieziono części z Niemiec.

W ciągu trzech dni z niemieckich stacji nie odjechało prawie siedem tysięcy składów. Najgorzej było na wschodzie Niemiec. Tam pociągi towarowe nie jeździły prawie w ogóle, a z rozkładu jazdy wypadło 80 proc. regionalnych połączeń pasażerskich. Na zachodzie kraju ze stacji wyjechał co drugi skład. Mieszkańcy dużych miast musieli uzbroić się w cierpliwość, czekając na pociągi szybkich kolei miejskich kilka razy dłużej niż zazwyczaj.

Choć najdłuższy i największy strajk w historii niemieckiego kolejnictwa dobiegł końca, wszystko wskazuje na to, że podróżni będą mieli tylko kilka dni spokoju. Maszyniści ze związku zawodowego GDL zapowiedzieli bowiem, że jeśli do poniedziałku wieczorem dyrekcja niemieckich kolei nie przedstawi im zadowalającej oferty, rozpoczną kolejny strajk, tym razem bezterminowy.

Reklama

Władze Deutsche Bahn jak dotąd odrzucają wszystkie żądania związkowców, którzy domagają się podwyżek o 31 proc. i nowej umowy zbiorowej.