Według publicystki interesy Europejczyków nie są tożsame.
Unia straci w wyniku brexitu 66 milionów mieszkańców, 15 proc. swego PKB i poważnego płatnika do budżetu Wspólnoty - wylicza Malingre i przywołuje wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel, o tym, że "Zjednoczone Królestwo będzie teraz konkurentem tuż za progiem".
Wielka Brytania jest jedynym, poza Francją, krajem UE, będącym stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ i wojskową potęgą nuklearną. Ta geopolityczna strata wiąże się ze stratą filozoficzną – twierdzi Malingre. I cytuje anonimowo francuskiego dyplomatę, uważającego, że Londyn nadał konstrukcji europejskiej orientację prorynkową i parł do rozszerzenia UE, widząc ją jako wspólnotę narodów dumnych ze swej suwerenności, której fundamentem jest jednolity rynek.
Wbrew pozorom - tłumaczy dalej publicystka - Wielka Brytania nie była osamotniona w UE. Jej stałym sojusznikiem była Holandia i kraje skandynawskie. "Brytyjczycy potrafili wciągnąć do tej koalicji niektóre kraje Wschodu (Europy Środkowo-Wschodniej), po to by nadać Europie bardziej liberalny wizerunek".
Ta taktyka spowodowała, że od "wielkiego rozszerzenia" w roku 2004, francuska wizja Europy straciła na znaczeniu – uważa cytowany w artykule Eric Maurice, szef paryskiego oddziału Fundacji im. Roberta Schumana. Jego zdaniem na rozszerzeniu UE na Wschód skorzystały Niemcy, umacniając tam swoje wpływy.
Inny anonimowy dyplomata porównuje brexit do wstrząsu, jakim dla UE było zjednoczenie Niemiec. I zastanawia się, czy tak jak po tym zjednoczeniu, "Europa będzie potrafiła się odnaleźć na nowo".
Część ekspertów jest przekonanych, że w momencie, "gdy Europa znów zyskuje na popularności", brexit będzie okazją do stworzenia "nowego projektu europejskiego". Inni obawiają się długotrwałego osłabienia UE.
Istnieje ryzyko całkowitej utraty znaczenia. Jeśli będziemy się zachowywać, jakby nic się nie zmieniło, to bardzo osłabimy Europę – uważa cytowany w artykule były francuski minister ds. europejskich Alain Lamassoure. I przypomina słowa obecnego szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella, że "Unia jest aktorem, który szuka swej tożsamości i nie wie jeszcze, jaką rolę chciałby odgrywać".
Brexit umocni unię monetarną, gdyż po wyjściu Brytyjczyków kraje euro reprezentować będą 85 proc. PKB UE (obecnie 72 proc.), tym bardziej, że Bułgaria i Chorwacja chcą jak najszybciej przyjąć wspólną walutę – analizuje były premier Włoch Enrico Letta, według którego "euro staje się coraz bardziej motorem Unii".
Cytowani w artykule francuscy eksperci i osoby związane z Pałacem Elizejskim przyznają, że Francja i Niemcy "nie nadają na tej samej częstotliwości" i przewidują, że "przez jakiś czas nie będzie harmonijnego przepływu" na linii Paryż-Berlin.
Według kolejnego dyplomaty, którego słowa przytaczane są w "Le Monde", to "rynek 450 milionów konsumentów jest główną dźwignią jedności europejskiej i tym, co ją skleja". Jego zdaniem "umiejętność przekonania Polski, by przyjęła cel neutralności węglowej w 2050 roku, zdolność do wypracowania wspólnej polityki migracyjnej i kształt, jaki przyjmie negocjowany obecnie budżet, to testy, które pokażą, czy UE zdolna jest do wzlotu".
Malingre podkreśla na koniec, że decydujący dla Europy będzie przebieg negocjacji w sprawie przyszłych stosunków między Brukselą a Londynem. A to dlatego, że będzie sprawdzianem jedności Europejczyków, których interesy nie są tożsame. Jeśli nastąpi podział, to znaczy, że brexit naprawdę osłabił Europę - konstatuje publicystka.