Wystarczyła mała i bezkształtna cząstka natury, wirus, byśmy sobie przypomnieli, że jesteśmy śmiertelni, że potęga militarna i technologia nie wystarczą, byśmy ocaleli - dodał włoski zakonnik. To kolejna uroczystość Wielkiego Tygodnia w Watykanie bez udziału wiernych z powodu pandemii. W nabożeństwie uczestniczyła wraz z papieżem asysta liturgiczna, a także niewielka grupa osób, głównie duchownych, które zajęły miejsca w bazylice w znacznej odległości od siebie.

Reklama

W czasie nabożeństwa, podobnie jak od czasów pontyfikatu św. Jana Pawła II, homilię wygłosił ojciec Cantalamessa. Powiedział, że historia męki i ukrzyżowania Jezusa, to opowieść o największym złu obiektywnie popełnionym kiedykolwiek na Ziemi. Krzyż Jezusa zmienił sens bólu i ludzkiego cierpienia; każdego cierpienia, fizycznego i moralneg” - podkreślił włoski zakonnik. Nie jest ono więcej karą, przekleństwem - dodał. Przywołał słowa św. Jana Pawła II, który po zamachu na swoje życie w 1981 roku napisał w liście apostolskim „Salvifici doloris” o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia: „Cierpieć to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie”.

Dzięki krzyżowi Chrystusa, dodał kaznodzieja, cierpienie stało się na swój sposób powszechnym sakramentem zbawienia dla rodzaju ludzkiego. Następnie franciszkanin kapucyn zapytał odnosząc się do pandemii: Jakie światło rzuca to wszystko na dramatyczną sytuację, w jakiej żyjemy?. Wyraził przekonanie, że bardziej niż na przyczyny trzeba patrzeć na rezultaty. I to nie tylko negatywne, o których słyszymy codziennie w smutnym biuletynie, ale także pozytywne; a te pozwoli nam przyjąć tylko bardziej uważna obserwacja. Pandemia koronawirusa gwałtownie wybudziła nas z większego zagrożenia, na jakie zawsze narażone były jednostki i ludzkość, czyli złudzenie wszechmocy - dodał zakonnik.

Jego zdaniem bardzo dużo prawdy jest w słowach z psalmu: Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną. Tłumaczył, że Bóg czasem postępuje następująco z ludźmi: Wstrząsa naszymi projektami i naszym spokojem, by ocalić nas przed przepaścią, której nie widzimy. Ale uważajmy, by nie dać się oszukać. To nie Bóg rzucił pędzel z koronawirusem na fresk naszej dumnej cywilizacji technologicznej. Bóg jest naszym sojusznikiem, nie wirusa - oświadczył ojciec Cantalamessa.

Następnie zaznaczył: Gdyby te plagi były karami Bożymi, nie można by wytłumaczyć, dlaczego jednakowo dotykają one dobrych i złych i dlaczego zazwyczaj to ubodzy ponoszą ich największe konsekwencje. Czyżby oni byli większymi grzesznikami od innych?. Nie - mówił z naciskiem kaznodzieja. Zapewnił: Bóg uczestniczy w naszym bólu, by go pokonać. Jako pozytywny owoc obecnego kryzysu epidemicznego wymienił też uczucie solidarności. „Czy kiedykolwiek za naszej pamięci ludzie wszystkich narodów czuli się tak zjednoczeni, tak równi, tak mało kłótliwi, jak w tym momencie bólu?” - pytał kaznodzieja Domu Papieskiego.

Przypomniał: Wirus nie zna granic. W jednej chwili zburzył wszystkie bariery i różnice: rasy, religii, bogactwa, władzy. Nie możemy wrócić, kiedy minie ten moment. Apelował: Nie postępujmy tak, aby tyle bólu, tylu zmarłych, tyle heroicznego zaangażowania ze strony pracowników służby zdrowia poszło na marne. To jest +recesja+, jakiej powinniśmy najbardziej się bać. Wzywał: Powiedzmy dość tragicznemu wyścigowi zbrojeń. Wykrzykujcie to z całych sił wy, młodzi, bo tu przede wszystkim stawką jest wasza przyszłoś”.

Ojciec Cantalamessa apelował o przeznaczenie olbrzymich sum pieniędzy, wydawanych dotąd na zbrojenia, na zdrowie, higienę, żywność, walkę z ubóstwem i troskę o środowisko naturalne. Zostawmy następnemu pokoleniu świat, jeśli to konieczne - uboższy w rzeczy i pieniądz, ale bogatszy w człowieczeństwo - wezwał.