"Nasz kraj włączył się w końcu w walkę z globalnym ociepleniem" - dumnie ogłosił Kevin Rudd. Nowy premier na tym nie poprzestał: zobowiązał się, że do połowy wieku Australia ograniczy emisję gazów cieplarnianych aż o 60 procent.
Gdy te wiadomości dotarły na indonezyjską wyspę Bali, 10 tysięcy delegatów ze 190 państw świata wstało z miejsc i biło brawo. "USA straciły ostatniego sojusznika i są teraz jedynym rozwiniętym krajem, który nie podpisał protokołu" - triumfował Yvo de Boer, jeden z organizatorów szczytu. "Waszyngton znajdzie się teraz pod ogromną presją, szansa na wypracowanie nowego porozumienia jest naprawdę duża" - mówi DZIENNIKOWI Michael Grubb, ekspert londyńskiego Imperial College.
Pierwsze zmiany w nastawieniu USA można było zauważyć w minionych miesiącach. Biały Dom wprawdzie odmawia podpisania protokołu, ale nie przeciwstawia się tak twardo nowemu klimatycznemu porozumieniu, którego fundamenty mają zostać wypracowane właśnie na Bali.
Już podczas czerwcowego szczytu państw G8 w niemieckim Heiligendamm George Bush po raz pierwszy publicznie powiedział, że Ameryka jest gotowa zgodzić się na ograniczenia w emisji CO2. "To efekt tego, że troska o Ziemię stała się gorącym tematem, który zaistniał w kampanii przed wyborami prezydenckimi. Ludzie wymusili na rządzących zmianę stanowiska" - powiedział DZIENNIKOWI Bonner Cohen z National Center for Public Policy Research w Waszyngtonie.
Najświeższym przykładem jest właśnie Australia, choć wzór idzie z Europy - dwa tygodnie temu premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown zapowiedział, że jego kraj chce przewodzić zielonemu światu. Już teraz zamierza zakazać używania jednorazowych torebek plastikowych, a do 2050 roku ograniczyć emisję gazów cieplarnianych aż o 80 procent!
Problem jednak pozostaje: te wszystkie ambitne zapowiedzi nie uratują Ziemi, jeśli ograniczenia nie obejmą także państw rozwijających się. Chodzi o Chiny, Indie, a także o Brazylię, a nawet część państw afrykańskich, które nie chcą słyszeć o żadnym ekologicznym kagańcu nałożonym na ich gospodarki. Bez nich porozumienie pozostanie jedynie pięknymi słowami na papierze, bo to Pekin czy Delhi są jednymi z największych trucicieli.
"Świat zaczyna dzielić się na dwa obozy: jeden gotów jest na ustępstwa, a drugi w pogoni za bogactwem odrzuca porozumienie" - mówi duński ekolog Bjoern Lomborg. Po decyzji Australii jest szansa, że wygra zielona wizja świata.