Sarkozy postawił na swoim, wytaczając podczas negocjacji najcięższe działa: zagroził bowiem wstrzymaniem negocjacji z Turcją. To mogłoby spowodować nie tylko zerwanie z zachodnimi wartościami przez największego sojusznika Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, ale też ostatecznie pogrzebać tak drogą Wielkiej Brytanii wizję stale rozszerzającej się Unii.

Reklama

Francuski przywódca jest zdeterminowany, bo obietnicę zablokowania drogi Turcji do UE złożył podczas kampanii w wyborach wiosną tego roku. Po ostatnich zamieszkach w zdominowanych przez ludność muzułmańską przedmieściach Paryża Francuzi chcą go z tej obietnicy rozliczyć bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego Sarko naciska, aby tzw. grupa mędrców już w połowie 2010 r. przedstawiła raport, z którego jasno będzie wynikać, że zjednoczona Europa nie może wykroczyć poza geograficzne granice Starego Kontynentu.

Wczoraj Paryżowi udało się zmusić Unię Europejską do zrobienia w tym kierunku pierwszego kroku. Bo choć wśród listy problemów, na jakie mają odpowiedzieć mędrcy, nie wymieniono expressis verbis ostatecznego kształtu granic Europy, to w przyjętej deklaracji stwierdzono, że "grupa refleksji ma w szczególności zbadać, jak zapewnić stabilność i dobrobyt Unii oraz regionu, który ją otacza". - Chcemy w ten sposób postawić jasno problem, czy Turcja ma w Unii swoje miejsce, czy nie - tłumaczą DZIENNIKOWI swoje intencje francuscy dyplomaci. W tej batalii nie są oni osamotnieni: po cichu już teraz wspierają ich Niemcy, Austria i Holandia.

Nicolasowi Sarkozy’emu udało się również przekonać pozostałych przywódców UE, aby grupą mędrców pokierowały wybitne osobistości Europy. To gwarancja, że wyników ich pracy nie da się łatwo zlekceważyć i że nie zostanie ona zepchnięta w nicość przez wielką biurokratyczną machinę ze stolicą w Brukseli.

Na czele nowego gremium stanie wieloletni premier Hiszpanii Felipe Gonzalez, który uważany jest za autora cudu gospodarczego i integracji tego kraju z Europą. Jego zastępcami będą: poprzednia prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga oraz były szef fińskiego koncernu telekomunikacyjnego Jorma Ollila. Na marcowym szczycie Unii poznamy sześciu pozostałych członków grupy. Krążą już nazwiska osób, które miałyby ją tworzyć: wymieniany jest były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Irlandczyk Pat Cox, a Holendrzy stawiają na dawną gwiazdę futbolu Johana Cruyffa.

Utworzenie grupy refleksji to już nie pierwszy przypadek, kiedy przez powołanie z pozoru niewinni brzmiącej instytucji Paryżowi udało się skierować rozwój Unii na zupełnie nowe tory. Podobnie było cztery lata temu, gdy pod kierunkiem byłego francuskiego prezydenta Valery’ego Giscarda d’Estainga powstawał konwent mający napisać projekt europejskiej konstytucji. Jego pomysły zostały wiernie wpisane do unijnej ustawy zasadniczej, która dwa lata temu została odrzucona w referendach przez Francję i Holandię. Jednak 95 proc. jej zapisów powtórzył podpisany w czwartek w Lizbonie tzw. traktat reformujący. Francuzi są więc na najlepszej drodze ku temu, by wyznaczyć ostateczne granice Unii Europejskiej.